fbpx

JESTEM TYM SAMYM – CHOĆ SIĘ ZMIENIAM

kwi 3, 2018 | historie wybrane

Przygoda z mandalami doprowadza człowieka prędzej czy później do biografii wielkich matematyków. Czytając o ich fascynacjach spiralami równokątnymi (tzw. spirale ciągu Fibonacciego – charakterystyczny zwój występujący na każdej muszli, szyszce, czy kalafiorze) dotarłam do grobu Szwajcara Jakuba Bernoulli. Ten XVII wieczny matematyk w swoim zachwycie nad ciągiem Fibonacciego wyrażając swoją ostatnią wolę, nim ducha wyzionął poprosił, by na jego nagrobku pojawiła się właśnie spirala równokątna. Można przyjąć, że prawie się pojawiła. Prawie jednak robi pewną różnicę. Grawer choć pewnie biegły w swym fachu, nie okazał się być biegły w teorii złotego podziału i wyrąbał chłopu na płycie zwykłą (o ironio!) spiralę Archimedesa. No cóż. Życie. Na nagrobku tym znajduje się też napis – EADEM MUTATA RESURGO. Jestem tym samym – choć się zmieniam. I choć grobowo tu kończę, to właśnie ten napis był początkiem mojej kolejnej mandali.

Świat jest dla nas lustrem. Mówią. Świat daje Ci to, co masz w sobie. Mówią. Mówią też, że nie dostaniesz od Świata, Kosmosu, Losu, Boga, Matki Natury (właściwe sobie podkreślić) tego, czego nie masz w sobie. Chcesz dostać miłość – najpierw znajdź ją we własnym wnętrzu i pokochaj siebie. Proste? Tak. Łatwe? Yyyyy tego noooo… niekoniecznie. Owszem uczy się nas – kochać i okazywać miłości bliźniemu ale nie uczy się kochać nas samych. O ile trafiliście na dom, w którym w balansie nie graniczącym z egoizmem, słyszeliście „zadbaj o siebie”, mieliście wielkie szczęście. Na drugiej skrajnej osi „domów miłością bliźniego płynących” – znajdują się domy, w których programowano: „myśl o sobie, ludzie są podli”. I ta wyliczanka na kogo wypadnie na tego bęc – od kochaj bliźniego po ludzie są podli – trwa niczym pałeczka w sztafecie przekazywana przez pokolenia. I potem staje człowiek w swojej dorosłości oko w oko z miłością i albo daje za dużo albo brać nie potrafi. Albo jest niszczony – albo sam niszczy. Albo spala się w ogniu piekielnym wyrzutów sumienia, żeby tylko nie przekroczyć niewidzialnej linii, gdzie jasno i wyraźnie napisano krwią na bawolej skórze: egocentryk. Niejeden z nas chciałby mieć cyrkiel życia, którym odmierzałby w myśl świętej geometrii: złoty środek złotego podziału w złotej proporcji dawania i brania.

 

 

Miłość własna – podobnie inne abstrakcyjne pojęcia, bo miłość to nie doniczka z gliny, którą można precyzyjnie opisać i zważyć – dla każdego z nas oznacza coś innego. Można by tu otworzyć wrota dyskusji akademickiej o różnych twarzach i odmianach miłości. Jednak na potrzeby kolejnej mandali uprościłam te dywagacje do jednego zdania, które definiuje miłość własną jako dawanie sobie tego, co nam jest potrzebne z poszanowaniem zarówno siebie jak i drugiego człowieka. Dziś może to oznaczać dla mnie coś zupełnie innego niż jutro. Bo dziś jestem kimś innym niż będę jutro i byłam wczoraj. EADEM MUTATA RESURGO. Jestem tym samym – choć się zmieniam.

Masz to? Łatwiej Ci dawać innym niż sobie? Miesiącami zbierasz pieniądze odmawiając sobie choćby drobnych przyjemności a potem pożyczasz te pieniądze komuś, kto ma je od Ciebie od razu. Na nic nie musiał czekać, oszczędzać, odmawiać sobie. Ile razy Ci ich nie oddano? No i znajomi. W zasadzie nie robią nic złego. Tylko pytają czy masz czas i jesteś w domu. Tak kompletnie niezobowiązująco pytają (akurat Sylwester) a Ciebie pali wewnętrzna presja zajęcia się ich dziećmi, choć tak naprawdę w planach masz ciszę, spokój, czytanie wciągającej książki. Potem oni się bawią w najlepsze, a ty się bawisz… jak zawsze. Idziesz więc do lasu po brzozowe witki i obwiniasz się, że się zgodziłaś. Obiecujesz też sobie, że już nigdy, nigdy, nigdy więcej. A potem? A potem znowu robisz to samo. W pewnym sensie nawet się w tym spełniasz. No bo skoro tak robisz, coś Ci to daje. Gdyby Ci nic nie dawało – nie było by szans na takie zachowanie. W całym tym zamieszaniu między braniem a dawaniem chodzi o to, by umieć wypośrodkować. Zachować złoty środek.

Mandala miłości własnej dla numerologicznej 6 z 42. Miłość i szóstka to właściwie to samo. Wibracja ta nie spełnia się bez bycia w związku, bez rodziny. Ale zanim przyjdzie zbudować związek z kimś – trzeba zbudować relację z samym sobą. Trzeba dać sobie to, co właśnie jest w danym momencie potrzebne z poszanowaniem siebie i drugiego człowieka. Trzeba się otworzyć na to, żeby zaopiekować się najpierw sobą a potem jak będziemy już mieli dużo sił – całym światem. Tak więc najpierw ochrona przed światem – ostatecznie na te 6 okręgów składają się 4 linie złote i 2 białe (wzmocnienie wibracji 6 z 4 2). Mamy też 6 pól – liści – bezpośrednio łączących się ze światem (dotykają linii ochrony), 6 pół serc z 6 łącznie spiralami prawoskrętnymi (rozwój) i 6 okręgów w centralnej części mandali pełnej białego światła (ponownie kombinacja 2 i 4 tym razem 2 złote a 4 białe). W łacińskiej sentencji schowane runy: URUZ i IWAZ. A ten krzyżyk po środku, takie sobie X postawione trochę po to, żeby zakryć miejsce gdzie wbija się nóżkę cyrkla – to runa GEBO. A ponieważ runa ta ze względu na swój układ nie ma pozycji odwróconej, znaczy zawsze tylko to, co dobre. Oznacza dar. Podarunek. Miłość. Związek. Podarowałam tę runę tej mandali, żeby zapoczątkowała dobry czas w życiu numerologicznej 6. Żeby przyniosła wszystko to, co niesie ze sobą wiele obiecująca runa Gebo.
A potem – podarowałam tą mandalę – sobie.