fbpx

Lista wakacyjnych lektur nałogowca!

cze 25, 2021 | #TuSięCzytaWPiątki

Dzień dobry! 

 

Mam na imię Basia i jestem nałogowcem. Nie wiem, czy mam ten gen, który za to wszystko odpowiada, bo badań absolutnie nie robiłam, ale wiem jak się zachowują nałogowcy i zachowuję się tak samo. Tak więc jestem. Nałogowcem. Nałogowczynią. Nałogierką. Nie wiem, już sama jak nazwać siebie uzależniającą się  błyskawicznie od wszystkiego, co nie teges a za to okrutnie wolno wprowadzającą zmiany , które to są teges jak najbardziej.

 

Moi rodzice nie palą, piją okazjonalnie i – dodam, bo może to ważne – nie mają przegięć w żadną stronę. Taka średnia, średniej krajowej. Ani nie rozwalają kasy, ani jej przesadnie nie kolekcjonują. Złoty, kurde, środek. Nie mogę więc w toku tego wpisu obwinić ich za to, że jestem, jaka jestem, a przecież nie od dziś wiadomo, że ofiarę najlepiej rżnąć zrzucając winę na rodziców. Rodzic i tak wszystko wyprze, z niczym się nie zgodzi nawet wtedy, albo lepiej napisać: zwłaszcza wtedy, gdy już nie żyje.  Bo rodzic dzieje się w naszej głowie, a nie w ciele i duszy naszego rodzica. Nasz z krwi i kości ojciec czy matka mają z kolei swoich rodziców w swoich głowach. Jedni chcą ich winić za wszystko, inni chcą im wszystko zawdzięczać. Tak czy owak, rodzic to nie ten człowiek, który ma od 150 do  190 cm wzrostu, określoną płeć, samochód i tendencje do moralizowania przy stole, tylko ten wirtualny twór w naszej głowie, który karci nas za nieumytą podłogę, suchą ziemię w kwiatkach i bałagan na biurku. W mojej głowie, mój rodzic (piszę rodzic – jeden rodzic – bo dla mnie to zlepek mamy i taty, taki maminotatowy topos),  dość długo był odpowiedzialny za wszystkie pasma moich nieszczęść, nietrafionych wyborów, głupich decyzji. Na marginesie tego spisu przykleiłabym mu jeszcze  – rodzicowi mojemu – plagi egipskie, szarańczę, ciemności, potop, czarną ospę i wybór sukienki na moją studniówkę. Zwróć uwagę czujny czytelniku na ilość słów „mój”, „moja”, „mojej”. Zwróć i zapamiętaj, proszę.

 

Ostatnio podczas rozmów z córką usłyszałam, że czyjaś matka jest toksyczna. Była to konkluzja kończąca opowieść o nieludzkim traktowaniu nastolatki przez jej mamę. Cała ta nieludzkość polegała na brzęczeniu, że: a) trzeba się uczyć, bo matura teraz decyduje, czy się dostanie na studia, że b) nie wolno pić alkoholu w miejscach publicznych, bo za to grozi mandat, i c) że skończone 18 lat owszem oznacza pełnoletność, ale nie dorosłość i dojrzałość emocjonalną. Wywaliłam oczami do Marsa i z powrotem, ale dyplomatycznie wywaliłam, czyli niezauważalnie, bo podczas otwierania drzwi do lodówki. Nóż się w kieszeni otwiera, ludzie kochani, jak można było dziecku taką mowę strzelić. Do TVNu z tym – gdzie jest Chajzer?! (Na miejscu tej matki ukrzyżowałabym glizdę, rany cięte czyniąc i zaprawdę powiadam Wam, nie żałowałabym soli).

 

 

Kiedy więc usłyszałam, że czyjaś matka jest toksyczna (w takim, a nie innym kontekście, wiadomo ludzie czasami bywają nieziemsko okrutni), wciągnęłam nosem głęboko powietrze a wypuszczając, zabawiłam się w poetę. (Nie od dziś wiadomo, że na prawdzie najlepiej znają się poeci). A następnie wysyczałam kręcąc głową, że prawda jest taka, iż każda matka jest toksyczna. No zawsze. Na bank. Dla „każdego”. Szczególnie wtedy, gdy jeszcze nie zakliknie w mózgu „każdego”, że sam sobie sterem, żeglarzem okrętem, co oznacza nie tylko prawo do żeglugi śródlądowej (a nawet morskiej), ale i obowiązki względem załogi i odpowiedzialność za każdy port, do którego się zawija. Owszem pierwsze szlaki pokazują rodzice, ale po to masz dowód w kieszeni (i po to kupiliśmy Ci pierwsze wiosła), żebyś teraz człowieku zrobił z nich użytek. W ogóle w dywagacjach tych poszłam aż tezy, w której stwierdziłam w szczerości przed sobą bezgranicznej, że dzieci (o ile ktoś chce i jest tym żywo zainteresowany) powinno się rodzić, odkarmiać, a następnie porzucać rzeszy ciotek, które są innymi matkami koleżanek z  klasy. Matka koleżanki jest zawsze bardziej bardziej. Wiadomo. Wiem, bo mówią mi to koleżanki mojej córki, żałując, że to nie ja jestem ich matką – w tym samym czasie moja Gwiazdka wywala oczami do Marsa i z powrotem, tyle że mało dyplomatycznie, bo przecież widzę.

 

Gen nałogowca odziedziczyłam chyba po dziadku ze strony taty. Dziadka nie znałam dobrze. Zmarł, gdy miałam cztery lata, na czwarty zresztą zawał. Palił podobno jak smok i palenia tego nie rzucił do końca dni swoich. Jak mówił – za bardzo to lubił. Podobno, gdy miał iść do lekarza, który już dawno grzmiał, że powinien rzucić – już kilka dni wcześniej szorował palce, żeby nie było widać na nich żółtego koloru tytoniu. Nałogowcy to oszuści jakich mało. Pamiętaj, piszę o sobie. W żadnej ankiecie ( nigdy ) nie przyznałam się, że palę. W żadnej. Dla mnie w głowie był to zawsze stan przejściowy, czasowy, czyli teraz tak – jutro już na pewno nie. Zapytana wprost – odpowiadałam zawsze, że tylko to tylko tak – okazjonalnie. Nie paliłam w podstawówce „na spróbę”, ani w liceum pod garażami za szkołą,  ani na studiach w akademiku. Nie wiem, ile osób oduczyłam palić, nie zgadzając się na palenie w moim towarzystwie. A potem skończyłam 34 lata i pokapowałam się, że palę bo lubię. Zanim dotarło do mnie, że to „lubię” wynika z muszę, minęło dużo czasu. Nie jestem w stanie powiedzieć Ci, ile „ostatnich paczek” papierosów wypaliłam. Ostatnich – bo ta konkretna miała być już abso – kurde – lutnie o – sta – tnia. W pewnym momencie każdy nałogowiec  dociera do punktu (takiego rozstaju dróg), w którym albo przyzna sam przed sobą, że ma problem, ale pójdzie w ścieżkę wyparcia.

 

 

Spróbowałam wszystkich 423 sposobów na to, by ta paczka była ostatnią. Przeszłam przez zmagania z silną wolą (ha, ha, ha) przez farmakologię (jak tylko skończyły się tabletki, byłam już na stacji benzynowej ups…), prace z energiami, mapy myśli, ustawienia, a nawet regresing. Tak. Cudownie było zajmować się sobą i chodzić w te wszystkie miejsca. Przeczytałam też wszystkie książki na temat tego dlaczego się uzależniamy i jak działa mózg nałogowca. Im większą miałam wiedzę w tym temacie tym mniej miałam siły, by powiedzieć nie. Nie dlatego, że te książki mi tę siłę odbierały, ale dlatego, że byłam tym już po prostu zmęczona. Tak jak zmęczone są osoby, które próbują bezskutecznie zrzucić wagę. Zrzucić tak na serio a nie, że żrę po nocach, a potem zdziwko why???? Tylko faktycznie zasuwam w diecie i w ćwiczeniach, i dupa, bo dupa nie drgnęła o gram. O takie właśnie zniechęcenie mi chodzi. No więc w tym zniechęceniu dotarłam do złotej rady, myśli ludzkiej ulotnej, że jak dotrzesz do tego DLACZEGO PALISZ – i dasz sobie to z innej strony – to przestajesz palić. Pisząc to, uśmiecham się sama do siebie, bo naiwność człowieka i system wyparć jest twierdzą, której nie powstydziliby się ani Krzyżacy, ani Templariusze. 

 

To nie jest prawda, że moi rodzice nie są nałogowcami. Są, ale inaczej. Tata jak w coś wejdzie to do końca  – na przykład w budowanie łódek, na przykład w maratony, na w przykład żeglowanie –  i musi się dopiero coś stać, żeby ten pęd zatrzymać. Taka życiowa ściana musi przyjść.  Ściana przez którą nie da się przebić. Mamie nałogowo poszło w druty (dawno), teraz ogród, gotowanie i misję karmienia ludzkości. W tym ostatnim ma prywatny czelendż – mnie. Swoje najchudsze, najlichsze, najbardziej niejedzące dziecko. To nic, że sprawa sprzed 40 lat – matka zawsze pamięta.  Mama ma osobiste ambicje utuczyć mnie jak gęś na wątróbki i, gdyby mogła, karmiłaby mnie dodatkowo dożylnie, bo „przecież nic sama na talerz nie biorę! Nic!” (A ona tyle w kuchni stała). Tak więc te nałogi u mnie w domu to norma. Z dwójki moich dzieci – to, co widać już teraz, gen nałogowca odziedziczył syn. Ten też jak już coś – cokolwiek – to „do krwi ostatniej kropli z żył”.  Świadectwo z paskiem, celujący z fizyki i wszystkie zadania, które wymyślił internet przerobione zanim klasa zdążyła otworzyć we wrześniu tornister, by wyjąć z niego zeszłoroczną kanapkę. No i komputer – gry – strategie podboju wirtualnego kosmosu. (To ostatnie mnie nie martwi tak długo, jak sam odchodzi od biurka, bo chce iść na trening). A to wszystko się dzieje dlatego, że mamy rodzinnie taki a nie inny mózg – taki mózg nałogowca.

 

Nałogowo czytam książki i nałogowo je kupuje. Mam nałóg narzekania, w tym głównie na siebie. Jestem nałogowczynią gotowania i zrzędzenia, że stałam w kuchni pół dnia – dżizas jestem jak własna matka. Jak wpadnę w jakąś pasję – nie mam spokoju, aż nie wykupię wszystkiego na świecie, co do tej pasji jest mi potrzebne. Pieczenie chleba – szanowni – garnki rzymskie, brytwanny, formy na bagietki… zalegają właśnie pół piwnicy. Glina – w zasadzie brakuje mi jedynie koła i pieca, bo zatrzymała mnie cena , ale od czego moja umiejętność budżetowania projektów! Odłożę. Kupię. Choćby skały srały! Ło panie… jestem jak mój ojciec, a przecież tak bardzo się wściekałam, jak mama mi całe życie mówiła, jesteś jak tatuś, jesteś jak tatuś, jesteś jak tatuś. Fuck you mother – myślałam – ale nigdy tego z siebie nie wyrzuciłam. Grzeczne dziewczynki nie wyrzucają takich brzydkich słów z siebie. Mam mózg nałogowca i dopiero wtedy, gdy to do siebie dopuściłam, mogłam go (mózg) zaprząc do pracy na moją korzyść. Po prostu zaakceptowałam, że się uzależniam – a nawyków budować nie umiem (mózg mnie przez to nie przepuszcza).

 

Podam Ci przykład z bieganiem. Gdybym sobie wymyśliła, że od dziś będę biegać – raz, dwa razy w tygodniu – to realnie poszłabym biegać raz. Następnie miałabym dłuuuuugą przerwę i potem poszłabym drugi raz targnięta wyrzutami sumienia, że wydałam pieniądze w Lidlu na nowe ciuchy do biegania (na upartego mogłam nie wydawać, ale wiadomo…) I tyle na temat budowania nawyku. Za to z nałogiem mi jakoś idzie lepiej. Nałogowiec robi nałóg codziennie. I mój mózg – mózg, który kocha nałogi – no ten mózg lubi, gdy coś jest codziennie. Codziennie więc czytam o tej samej godzinie, codziennie chodzę, żeby wydreptać te 10 tysięcy kroków, codziennie piszę choć kilka tysięcy znaków, bo jak tylko przerwę to potem nie podejdę do komputera. Zatrzyma mnie mój mózg, (tak jak z tym bieganiem), w obawie, że jeszcze się spocę. Przy pisaniu powie mi w głowie – zostaw to dzisiaj, nie pamiętasz, co tam ostatnio napisałaś, trzeba to będzie znowu czytać ile to czasu musisz mieć a tu tylko pół dnia masz wolnego.  No więc cisnę codziennie i gdy tak z nim pogrywam – jest skunks na moje usługi. Lubimy się bardzo, lubimy się nałogowo, lubimy się, choć długo się nie rozumieliśmy. 

 

Nie wszystko się da codziennie. Nie wszystko codziennie można. Nie wszystko też codziennie chcę. Innymi słowy – moje „codziennie” – nie jest idealną receptą na wszystko dla wszystkich. Ale chciałam Ci dziś powiedzieć, że w ten sposób ogarniam dużo więcej, niż ogarniałam kiedykolwiek wcześniej. Nakarmiona książkami o organizacji życia i budowaniu pozytywnych nawyków padałam zaraz na starcie, mając na swój temat coraz gorsze zdanie. No właśnie na swój – mój temat. Wiesz, że dla nas – my sami – czyli dla Ciebie Ty dla mnie ja – jesteśmy najważniejsi? Decyduje o tym nasz mózg. Chrzanić resztę! Jesteśmy egocentrykami z urodzenia, nadania i … mózgu. Cała reszta tych gdybiebajek o pochylaniu się nad innym człowiekiem – to też zachowania, które robimy dla siebie! Bo???? Bo dla nas samych najważniejsi jesteśmy tylko my. To dlatego, jak dostałaś_łeś do ręki zdjęcie klasowe – to w pierwszej kolejności szukałaś_łeś siebie. Jak się już nasyciłaś_łeś swoim wizerunkiem przychodził czas na najbliższych kolegów, koleżanki, wychowawczynię, a dopiero potem następował konkurs na głupią minę, krzywą grzywkę i odgięty dziwnie łokieć. Zapamiętaj to, jeśli znowu przyjdzie Ci do głowy, że źle wyglądasz na LIVE albo na zdjęciu w mediach społecznościowych. Olej to. Ludzi nie interesuje jak wyglądasz na tym zdjęciu – ludzi… interesują tylko ludzie – tak jak Ciebie i tylko Ciebie interesujesz tylko Ty. 

 

Nałogowcami pozostajemy do końca życia. Jako dziecko zastanawiałam się, dlaczego alkoholicy – choć już ileś lat nie piją – nazywają siebie alkoholikami. Trzeźwiejącymi, ale jednak alkoholikami. Dziesięć lat z nałogiem dało mi furę przeczytanych na ten temat książek, miliard porażek i absolutne przekonanie, że muszę już do końca życia nazywać siebie niepalącą palaczką. Kiedy piszę do Ciebie te słowa, nie pamietam już smaku moich ulubionych fajek i równocześnie nie mam kupionego za nie samochodu.  To tak nie działa. Każdy nałogowiec wie, że wizja wakacji z rodziną czy nowego auta jest zbyt mglista, kiedy przychodzi prawdziwy głód. Nałóg poza wszystkim, co mi zabrał – pozostawił mi po sobie wielki dar w postaci przeżycia tego, że pewnego dnia się totalnie poddałam. Przyznałam się przed sobą, że jestem w wobec niego bezsilna, a potem to uczucie bezsilności siebie w sobie, pokochałam bez reszty. Czego i Tobie – jeśli tego właśnie potrzebujesz – życzę. 

 

A teraz czas na pierwszy wakacyjny prezent. Na blogu pod tym wpisem, znajdziesz listę książek o mózgu (taki wybrany zestaw na start – część z całości mojej biblioteki) . A jeśli książki popularno naukowe nie są Ci w smak dodałam tam jeszcze kilka pozycji beletrystycznych i tomiki poezji kursantek kursu „Żyj z pasją i pasji!”. 

 

Miłej wakacyjnej lektury.

 

Ściskam Cię !

 

Basia

 

#TuSięCzytaWPiątki 

 

Ps. Czekam na Twój komentarz!

 

 

BELETRYSTYKA I POEZJA NA START: 

Magda – (opis o niej wzięłam ze strony www.lubimyczytać.pl) Magdalena Giedrojć napisała siedem książek, w tym dwie powieści, jest współautorką dwunastu innych, opublikowała kilkaset artykułów i kilka wierszy. Kiedy nie pisze, podróżuje i fotografuje, gra w scrabble, czyta o włoskim malarstwie i włoskiej radości życia. Lubi leniwe poranki z kawą, południa pełne słońca, zapach świeżych ziół i pieczonych ziemniaków.

A od siebie dodam to, że Magda jest jedyną osobą, której pozwalam kopać w moich tekstach i to ona miała bezpośredni wpływ na to, jak ostatecznie wygląda książka (wy)Ceń Się. A to książki Magdy dobre na wakacje:

  • Księżyc nad Rzymem, 
  • Słońce za zakrętem
  • Vademecum singla : życie w pojedynkę, w drodze do pary

Magdę znajdziesz tutaj:

? FB TUTAJ

? INSTA TUTAJ

 

 ——-

Ewa Maja Maćkowiak – jest tak skromna, że na żadnej ze stron nie znalazłam ani grama opisu, kim jest Ewa, ani co robi. Więc napiszę tu od siebie krótko, że Ewa ma ogromne poczucie humoru, które lubię, prowadzi LIVEy na FB, na które czasami wpadam tak ja Ewa wpadła kiedyś na mnie a potem na mój kurs.  Wakacyjne, lekkie i cieszące się wysokimi ocenami w recenzjach czytelników książki Ewy, dostępne są również w postaci audiobooków. 

  • Na koniec świata
  • To nie koniec świata
  • Wszystko będzie dobrze 

Ewę znajdziesz tutaj:
? FB TUTAJ

? INSTA  TUTAJ

 

——-

Iwona (opis o niej wzięłam ze strony www.lubimy czytać.pl) Iwona Suwała ur. w 1978 r. w Chorzowie. Od 2005 r. mieszka w Wielkiej Brytanii. Z wykształcenia ekonomistka, interesuje się fotografią artystyczną. Swoje wiersze dotychczas publikowała w almanachach i na portalach literackich

Iwona ma w  moim sercu szczególne miejsce – jako pierwsza kupiła kurs „Żyj z pasją i z pasji!” Tym samym dała mi nadzieję, że to co właśnie zaczęłam robić – ma sens! Poniżej jej tomiki – ten pierwszy – to absolutna nowość – ukazał się w tym tygodniu !

  • Szron
  • Bardziej naga

Iwonę znajdzjesz tutaj:
? FB TUTAJ

? INSTA TUTAJ

——-

Karolina Łucją Kozioł – na jej blogu znalazłam taki piękny opis Karoliny. A że najtrudniej mówić o sobie, doceniam po trzykroć. „Jestem ogrodniczką w ogrodzie wyobraźni. Nie używam sztucznych nawozów. Nie przycinam równo żywopłotów. Zachwycam się każdym listkiem, każdym kwiatkiem i pozwalam mu rosnąć tak pięknie, jak tylko chce i potrafi. Gadam ze ślimakami. Słucham jak trawa rośnie. Noszę naszyjnik z kropli rosy nawleczonych na nić pajęczą. Tańczę w deszczu i wypatruję tęczy. W tobie też. A potem tworzę opowiadania i obrazki, żeby to, co piękne, nie umknęło.”

Książki Karoliny, które warto ze sobą zabrać na wakacje.

  • Dwie kostki cukru
  • Zamknięta w ogrodzie wyobraźni

Karolinę znajdziesz tutaj: 

? FB TUTAJ
? INSTA TUTAJ

 

—-

Monika Pertek – Koprowska – niebieskie serce Facebooka – tak o niej myślę, kiedy myślę (a myślę często, bo Monika jest z tych, którzy często komentują na Ba-Ha-Art). Poetka, blogerka, wrażliwiec życia. Sama o sobie pisze tak: „Jestem poetycką przewodniczką, przebudzoną kobietą, prastarą duszą z odległej przestrzeni…” Na wakacje polecam Ci jej tomik:

– Mówię tylko szeptem

Monikę znajdziesz tutaj:  

 

? FB TUTAJ

? INSTA TUTAJ

 

 

—————-

 

KSIĄŻKI O MÓZGU – OD TEGO MOŻESZ ZACZĄĆ

  • 30 sekund o mózgu – 50 najważniejszych zagadnień neuronauki przedstawionych w pół  minuty.  Opracowanie Ania Seth, przedmowa Chris Frith
  • Mózg – co każdy wiedzieć powinien. Gary L. Wenk
  • Mózg Nastolatka – jak przetrwać dorastanie własnych dzieci.  Frances E. Jensen, Amy Ellis Nut
  • Nigdy dość – mózg a uzależnienia. Judith Grisel

 

 

Kategoria:
Kategoria: