Multiinstrumentalizm – dar i przekleństwo w jednym.
Dzień dobry!
Przez całe życie uważałam się za osobę bez żadnego talentu. Taką po prostu mysz, co to jej okruszki ze stołu wystarczą, żeby żyć godnie, by z czasem się rozmnożyć. I choć słyszałam zawsze, jak już coś zrobiłam (ludzie o tym mówią: wyszło ci), ależ ty masz talent – nigdy nie czułam się ani wyjątkowa, ani szczególnie wybrana w tej loterii genowej. Niby wiele umiałam, no ale nic na poziomie mistrzowskim.
Życia zawodowego nie oparłam na szkole muzycznej, którą skończyłam z całkiem dobrymi wynikami. Nie poszłam na medycynę, choć świadectwo maturalne miałam i z paskiem, i ze średnią 5.0, więc teoretycznie mogłam. Mówię w kilku językach – w żadnym na tyle dobrze, by czuć się komfortowo. Nie jestem też Bondą, choć podobno od zawsze pisałam dobrze. W zasadzie lista tego kim NIE JESTEM (choć mogłabym być) jest znacznie dłuższa od tej, która wskazuje na to, czego z pewnością nie powinnam robić. Na przykład nie powinnam być terapeutką. Z dwóch powodów. Po pierwsze ze względu na siebie, po drugie ze względu na pacjentów / klientów. Moja tendencja do angażowania się w cudze problemy i bardzo silne przekonanie, że życie się robi a nie czeka aż zrobi się samo, mogłoby skutkować tym, że porąbałabym siekierą w gabinecie każdego, kto nie chciałby się zmienić. A za to jak wiemy idzie się do paki.
Dziś o multiinstrumentalistach i multiinstrumentalistkach, co zapowiada jutrzejszy webinar otwarty (sobota, 18:00 link do zapisu podaję poniżej). Dziś o wyjątkowym talencie bycia człowiekiem wszechstronnym. No dobrze wszechstronnym czyli jakim?
Utarło się, że talent to określona umiejętność, lub tendencja do danej umiejętności. To nie jest fachowa definicja, a jedynie moje obrazowe przedstawienie tego, co słyszę od ludzi, gdy ich pytam o to, co to właściwie jest ten talent. Mówimy przecież o kimś „on ma talent” / „ona ma talent” i tu zazwyczaj pada hasło do czego ten talent się ma. Do malowania. Do pisania. Do śpiewania. Mówimy „talent matematyczny” o osobach, którym matma w szkole przychodziła z lekkością. Mówimy „talent muzyczny”, gdy ktoś już jako dziecko gra na instrumencie i kończy konserwatorium w klasie skrzypiec. Takie podejście sprawia, że w społecznym rozumieniu tego słowa – talent może być tylko jeden – i jeśli już jest – jest wybitny. Wyróżnia człowieka od maleńkości, by docelowo być ścieżką jego szeroko rozumianej kariery. Tak więc na tym tle, to ja raczej byłam zdecydowanie: średnia.
W poczuciu tej średniości turlam się w dorosłym życiu, patrząc z podziwem na innych, tych wiesz, po drugiej stronie rzeki, co to mieli tylko jeden talent ale taki, że mózg się lasuje. Moment (B)A-HA przyszedł w pewnej firmie, gdzie ze względu na fatalną politykę zatrudnienia i ewidentne braki kadrowe, które pozwalały zachować jak najwięcej pieniędzy dla zarządu, trzeba było pracować nie liniowo w zakresie swojego stanowiska – tylko łapać to, co jest akurat do zrobienia. Łapać – i kurde – robić. I tak strateżka, badaczka rynku i marketera, która powinna wyłącznie myśleć koncepcyjnie i patrzeć w tabele wyników, zaczęła jeździć po Polsce robiąc audyty czystości w punktach sieciówki, montować filmy reklamowe wyświetlane na telewizorach recepcji i produkować pierdyliard grafik, i tekstów na Facebooki kilkuset oddziałów terenowych. Robiłam to zamiast wybierać firmy, które się tym zajmą. Co gorsza robiłam to sama. Bo? Bo umiałam. Pracowałam po 16/18 godzin dziennie (w tym w większość weekendów), w zamian słysząc jedynie: „dobrze, że ci się udało”. To dlatego teraz tak pilnuję kursantów, by nie używali tego zwrotu. Kiedy mówisz: „udało mi się” wcale nie brzmisz skromnie – ten zwrot odbiera Ci sprawczość. Nie pozostawia przestrzeni na celebrację swojego sukcesu, bez znaczenia jak rozumiemy słowo sukces.To może być upieczone ciasto, posprzątany dom, skończony obraz. Udało się to rzut na taśmę szczęścia – bez Twojego czynnego udziału. A Ty przecież zasuwasz!
Multiinstrumentaliści mają zawsze ręce pełne roboty i mało czasu na realizacje prawdziwych siebie. Zrzuca się nam na głowę tysiące zadań, bo otoczenie widzi i wie, że dźwigniemy. Otoczenie dostrzega w nas to, co sami ignorujemy i czego nie doceniamy. Bardzo żałuję, że dotarłam do tego wniosku tak późno. Cieszę się, że w ogóle dotarłam. Zatrzymałam rozpędzony pociąg wycieńczenia, a hamulec trzymałam tak długo, aż wszyscy, dzięki którym ryłam nosem po ziemi, ostatecznie wykruszyli się z mojego świata. Przyszli nowi ludzie. Wielokrotnie bardziej wartościowi i co ciekawe bardziej podobni do mnie. To patrząc na nich uzmysłowiłam sobie, że dostałam na to życie niesamowity dar i talent, który nie jest ani tak oczywisty, ani tak powszechny jak na przykład śpiewanie. Tym darem jest multiinstrumentalizm. Wszechstronność. Ilość rzeczy i tematów, które potrafię ogarnąć jest ogromna, i choć wszystkie są na poziomie dowolnej sekcji, dowolnego domu kultury, to jednak UMIEM się tym zająć, UMIEM to zrobić, oraz ostatecznie UMIEM nauczyć tego innych.
To multiinstrumentalizm powoduje, że radzę sobie w życiu i z życiem. I to multiinstrumentalizm trzyma moją głowę na powierzchni, gdy wydaje mi się, że tonę. I to on odpowiada, za podpalanie się kolejną pasją, która wciąga mnie bez reszty. To dlatego moje życie jest kolorowe i pełne pięknej energii. Dzięki niemu wiem, że nie muszę wyłącznie robić na drutach, wyłącznie malować obrazów, wyłącznie zajmować się marketingiem. Ci, którzy żyją „wyłącznie” – nie żyją tak jak my, bo nie mają do tego zasobów. Popatrzyłaś kiedyś na to w ten sposób? Popatrzyłeś? Oni dostali jeden dar i wycisnęli go na maksa. My dostaliśmy tych drobnych darów pełen koszyk a zachowujemy się jak ostatnie sieroty, które tego nie widzą, nie zauważają i najważniejsze: nie doceniają. Bo rzadko kiedy doceniamy to, co niesiemy w koszyczku. A tam obfitość. Zachowujemy się trochę jak żona rybaka z bajki „O rybaku i złotej rybce”. Mamy koryto wypełnione po brzegi, ale wciąż marudzimy, że mogłoby być złote.
Patrzę na życie i wszystkie jego aspekty jak na monetę, która ma zawsze dwie strony. Blaski multiinstrumentalizmu już znasz. Teraz cienie. Rozdrobnienie nas rozprasza. Otoczenie nas wykorzystuje. Nawyk działania „multi” skutkuje tym, że rozjeżdża nam się czas i nasze plany. I właśnie o tym będzie jutrzejszy webinaria pt; „Planowanie dla multiinstrumentalistów”. Z przyjemnością podzielę się z Tobą moimi ścieżkami działania, które przekładają się nie tylko na satysfakcję pięknego życia ale i pieniądze. Daj znać czy się widzimy, a jeśli obejrzysz – podziel się wnioskami tutaj w komentarzu.
Ściskam,
Basia
#TuSięCzytaWPiątki
Obejrzyj 20 minut webinaru o „Planowaniu dla multiinstrumentalistów” – czyli o tym dlaczego nie realizujemy tysiąca naszych pomysłów? Dlaczego zasady planowania na nas nie działają? I najważniejsze! Jak działać, żeby korzystać z naszej multiinstrumentalnej głowy i nie dać się ponieść przez nią na manowce. Czy to w ogóle możliwe? Tak. Od 11 lat prowadzę firmę, zarabiam, działam, tworzę. Zobacz jak.
Cały webinar trwa 2:12 minut i jest już dostępny w sklepie. KLIKNIJ TUTAJ.
Nigdy do tej pory nie spojrzałam na to w ten sposób. Prawdziwym talentem, w moim mniemaniu, był ten jedyny, wybitny. Czasami bałam się, że ta mnogość pasji i brak tej wybitności to takie udawanie, że mam talent do czegoś. Choć z lekkością przychodziło mi zatapianie się w kolejnej pasji, choć bez problemu potrafiłam zarazić nią innych i pomimo tego, że wiele osób mnie w tym podziwiało, wciąż czułam niedosyt. Tylko intuicja cicho podpowiadała mi, że jest ok, że to cenne, iż potrafię odkryć swoją kreatywność w wielu aspektach. Dziś głośno „usłyszałam to” czytając ten tekst.
No i to jest mega super! Do mnie to przyszło późno ale kurde przyszło. Myślę sobie, że mogłabym nadal dryfować w tym wiecznym niespełnieniu. Teraz wstaję rano i micha się cieszy do bałaganu (jeśli jest) bo to znaczy, że wieczorem było kreatywnie. Do rozczochranych włosów, bo to znaczy, że od rana było dużo pracy, czyli książka się sprzedaje, a kursanci piszą. Do kolejnych zakupów książek, bo to znaczy, że przede mną godziny czytania. Akceptacja. No ludzie akceptacja przyszła.
Hm? ja i talent. Do lat swoich 40-tych słowo TALENT nie istniało w mojej obsłudze ?. Normalne beztalencie byłam, no może miałam talet i nadal mi się przejawia w nadopiekuńczosci moich partnerów ??? Choć zawsze miałam talent do empatii, i pozytywnego patrzenia. Pewnie miałam wiele strzałów w żyłę, które szybko były minimalizowane, bagatelizowane, czy to przeze mnie czy otoczenie. Jestem DDA i rola bohatera nie jest mi obca.
A i teraz trudno mi przyjąć, gdy ktoś mówi że mam talent. Moja przygoda z farbą, pędzlem, zaczela się jakieś 3lata temu. I tak z ubranego na czarno pracownika ochrony z bronią, chroniącą żołnierzy w jednostce, odkrywałam w sobie kawałek po kawałku część mej duszy artystycznej. I tak z kobiety walecznej odkrywam siebie w sobie. Zmienił się mój wygląd zew, i w moim życiu pojawiły się kolory, na sobie jak i na płótnie a ostatnio nawet na szkle ??. Jestem dumna z siebie, choć wiem że mam, jeszcze trochę do zrobienia w sobie i wokół siebie. I tak Basiu……JA ROBIE I ZROBILAM TO, a nie udało mi się. Dziękuję za pokazanie mi tego. Lubię to odkrywanie w sobie różnych możliwości i pomyslow na siebie i swoją pasję.
Jestem niczym orkiestra, która nie wie z czego jest złożona i odkrywa każdy instrument, by móc przejawić swoje całe wew piękno.
UPS , ale, mi się popłynęło.???? Dziękuję Basiu za Ciebie, siebie i Was .❤️?
Aga. Wzruszyłam się. Dziękuję za ten komentarz. Myślę, że wiele osób, które tu go przeczyta – poczucie, że nie jest samotnym białym żaglem. Jesteśmy gwarnym portem pełnym wielu podróżników życia!
Cześć Basiu. Dzięki za ciekawy wpis. U mnie też dużo lat upłynęło zanim uświadomiłam sobie i doceniłam to że talentów mam tak dużo że nie wiem którym się najpierw zająć a nie że ich wcale nie mam 😉 Od jakiegoś czasu jestem już w trakcie porządkowania zdolności i czerpania z niektórych z nich korzyści finansowych. A ostatnio wspieram się twoja książką i kursem i chłonę chłonę chłonę wszystkie 'a-hy’ a jest ich sporo, co bardzo mnie cieszy 🙂 Bo to cudowne uczucie pracować nad sobą i poznawać dotąd nieznane obszary, o których kiedyś myślałam że są dla mnie nie do ogarnięcia. Dziękuje i do zobaczenia jutro na webinarze 🙂
Bardzo dziękuję za ciepłe słowa. W głowie mi się od nich nie przewróci, bo tak to już jest, że deficytów więcej niż pozytywnych myśli — więc tym bardziej kolekcjonuję takie wpisy w małym notesiku, kiedy przyjdą płaczki.Wspaniale piszesz o efektach kursu. Nosz dumna z Ciebie jestem!
Bardzo dziękuję za wpis i za to że jesteś dla nas. Nigdy nie miałam bratniej duszy w pasji i nie wychodziłam z nią na zewnątrz. Teraz wiem, że jest nas wielu i to co robimy jest wyjątkowe. Teraz czuję spokój i radość tworzenia, dzięki Tobie. Czekam na jutrzejsze spotkanie z niecierpliwością.
Mnie też się wydawało, że jestem samotna w tym jaka jestem. Paradoksalnie taka samotność daje nam poczucie wyjątkowości! Straszne, nie? A jak mawiała moja prababka Marianna – w kupie lepiej i raźniej, bo kupy nikt nie ruszy. Wybacz dosłowność płynącą z jej mądrości ale jakoś tak już ze mną się turla po świecie kilka jej powiedzonek. Czasami się boję, że ją tak często wspominam, że wstanie nam z gruntu normalnie, żeby się odezwać tutaj w komentarzach.
Na pewno powiedziałaby nam coś mądrego.
A co do powiedzonek, znam je też i często używam.
Dziekuje Basiu jak zawsze za piekny email i wpis na blogu. Jak najbardziej, to ze mna rezonuje. Zylam w przeswiadczeniu, ze cos ze mna nie tak, ze nie mam jednej dziedziny, dopiero tez jakies dwa lata temu zdalam sobie sprawe, ze kurcze dosc tego pomniejszania siebie! i Ty to poprostu pieknie ujelas juz nie mowiac o braniu na siebie tysiace innych rzeczy/zadan od innych. Czas robic swoje. Dziekuje za Twoje talenty i cudny wglad <3 <3
Ha! Kicia! Ja wiem, kto to pisze, bo poznaję Cię po składni! Ja za Ciebie kciukasy trzymam. Mocno!
Dziękuję Ci za ten tekst!
Ja również byłam taką osobą do wszystkiego, która czego by się nie złapała, to zamieniała to w złoto. Spora firma handlowa z międzynarodowym kapitałem nagradzała mnie za to tzw. uściskiem ręki prezesa. Wszyscy wiedzieli, że Kasia wszystkiego dopilnuje, wszystko zorganizuje (nawet grafik na inwentaryzację dla 250 osób) i jeśli jest jakikolwiek problem to tylko Kasia go rozwiąże. Nawet kiedy przez rok trzeba było zastępować zastępczynię kierownika działu robiłam to. Dużo lepiej niż ona – a co! taka prawda, więc się pochwalę! – za pensję pracownika. Na dodatek bez żadnych dodatków, premii i oczywiście bez odpowiedniego aneksu do umowy, którym po latach mogłabym udowodnić swoje zasługi. Kiedy szef za rok ciężkiej pracy załatwił mi roczną premię w wysokości, uwaga!: 300 złotych, moja „dobra” koleżanka „wygarnęła” mi to w słowach „Ciekawe, dla kogo i za co?!” Cierpiałam! Ale to dobrze, bo inaczej pewnie wciąż bym tam tkwiła. Zastanawiałam się, co z ludźmi jest nie tak. Że mnie nie doceniają, że nie szanują, że nie podają ręki, kiedy to ja tego potrzebuję. I zorientowałam się, że to nie z nimi jest coś nie tak, tylko ze mną. Bo to JA wybieram właśnie takich ludzi! To ja wybrałam tę firmę, chociaż jeszcze przed zatrudnieniem się tam czułam całą sobą, że to nie jest to, co chcę w życiu robić. To ja sama decydowałam o podpisywaniu kolejnych umów, zamiast szukać innej pracy, albo chociaż przenieść się na lżejsze stanowisko. To ja sama pierwsza podnosiłam rękę na pytanie: Kto jest chętny to zrobić? To ja sama nie upominałam się o awanse i podwyżki, i dziwiłam się, że za tę ciężką pracę słyszę tylko „dziękuję!” i „jesteś świetna w tym co robisz!” O, tak! Byłam świetna! Byłam świetna w dawaniu siebie kosztem samej siebie.
Tuż przed 30-stką uświadomiłam sobie, że całe życie czuję się nieszczęśliwa. Dlaczego? Bo całe życie staram się spełniać czyjeś oczekiwania. Cudze, a nie swoje! Zastanowiłam się, czego w życiu chcę, o czym marzyłam, jako dziecko, jako młoda kobieta? Doszłam do wniosku, że chcę żyć sztuką i ze sztuki. Na szkołę muzyczną było już za późno ale na szczęście z plastyki też byłam dobra. Poszłam w tym kierunku i nie żałuję! To była moja najlepsza decyzja w życiu. Decyzja, gdzie pierwszy raz w życiu brałam pod uwagę to, czego ja chcę, a nie to, czego chcą ode mnie inni. Od tej pory tym się właśnie kieruję: czego ja chcę, czego oczekuję od siebie, co lubię, co mi się podoba? I wreszcie czuję się szczęśliwa! 😀
Łooooo panieeeee do trzydziestki ogarnęłaś takie wnioski – no szacun i puchar ze złota ? Mnie wyjście z tej „pomroczności jasnej” zajęło duuużo więcej czasu, ale za*biście się cieszę, że dotarłam do tego punktu i teraz mogę o tym głośno i wyraźnie wszystkim mówić. Wszystkim, czyli tym, którzy chcą słuchać.Dobrze, że jesteś i zostawiłaś tu swój głos. Z ludźmi nic nie jest nie tak. To z nami jest. Bo my to przecież ludzie. ?
Bardzo dziękuję Ci za te słowa. Nigdy nie postrzegałam tych decyzji i wniosków, które zrobiłam przed 30-stką, że to jest coś ważnego i wartościowego. Ty mi to uświadomiłaś. Dziękuję! 🙂
Przepraszam, że dopiero teraz odpisuję, ale nie przyszło mi do głowy, że mogłabyś mi odpisać.
A ja myślałam, że coś ze mną nie tak ? A tu taka niespodzianka ?
Wszystko z Tobą (nami) jest tak!
Ja również często myślę, że coś ze mną nie tak, bo za wolno coś robię, bo kilka rzeczy na raz i czegoś nie kończę, bo wiecznie się przejmuję. Ale jak ostatnio się widziałyśmy Basiu to uzmysłowiłam sobie, że mogę taka być jaka jestem naprawdę, owszem w mojej pracy dziki pośpiech jest niestety na porządku dziennym, i jeszcze jakiś czas temu nie uwierzyłabym, że dam radę pracować w takim pośpiechu i nie popełniać zbyt często błędów. Chciałabym tylko nauczyć się opanować chaos, który systematycznie mnie nawiedza i odzyskać wiarę w siebie. Czekam z niecierpliwością na jutrzejsze wydarzenie ? pozdrawiam.
Już się cieszę, że będziesz!
Dosłownie chyba ze dwa dni temu rozmyślałam na ten temat, ale właśnie w duchu – no może nie „co ze mna jest nie tak”, ale „szkoda, że jak tak wszystko umiem, ale niczego wybitnie”. Czytam teraz powyższe komentarze i nie moge uwierzyć własnym oczom, bo to tez o mnie jest! To ja byłam tą osobą, która w razie potrzeby można było przesunąc w firmie na zastępstwo prawie wszędzie i która tyle razy słyszała w różnych okolicznościach – „skąd Ty to wszystko wiesz?” No wiem, bo sie interesuję baaaaardzo wieloma rzeczami i czytam o nich i obserwuję, ale w żadnej dziedzinie nie jestem ekspertem z papierami i czuje często opór przed wypowiadaniem się. Dodatkowo mnóstwo rzeczy wiem „skądinąd”. Po prostu wiem. Zawsze się później okazuje, że miałam rację, ale nie jestem w stanie bronić swojego zdania, bo nie mam często racjonalnych przesłanek i argumentów, no i kaplica. Przeczytałam ostatnio taki mem: Gdy pytaja Cię o źródła, a twoim żródłem jest Źródło. No właśnie… Takie błogosławieństwo i przekleństwo jednocześnie. Trochę tak jak z tym multinstrumentalizmem, choć od dziś postaram się na niego spojrzeć jednak inaczej. I juz teraz wiem dlaczego całe życie tak się dziwiłam, jak to mozliwe, że ktoś się nudzi. Ja sie nie nudziłam w swoim zyciu nigdy. Nie przypominam sobie ani jednej takiej sytuacji. No to juz teraz wiem dlaczego 😉 Dziękuję Basiu za ten wpis <3
Bo inteligentni i multiinstrumentalni się nie nudzą! Dziękuję, że jesteś. Taka jaka jesteś.
Basiu dlaczego piszesz o mnie?:)
To zdanie by wystarczyło za komentarz…, ale doszłam do tych samych wniosków. Całe życie czułam się przeciętna. Studiowałam Polonistykę, zawsze dobre oceny, studia dla mnie łatwe i przyjemne. Zaczęłam drugi kierunek studiów -biblioterapię, było cudnie. Potem stwierdziłam, że florystka, byłam dobra, czasem nawet bardzo dobra. Kochałam i kocham układanie kwiatów. Fotografia? Luz jeden, dwa, trzy kursy i jest mi z tym dobrze. Portrety, sesje ślubne, sesje produktowe. MLM, podobno miałam talent. Gdyby mnie tak nie nudziła struktura, może… Deweloperka? a w niej marketing, księgowość, sprzedaż. Podobało mi się, ale odeszłam. Cenię sobie spokój. Pisanie. W końcu powstają moje książki. Wydaje je sama, bo przecież zrobię to najlepiej, wiem czego chcę, mam wizję. Kiedyś się wstydziłam, że nie pracuję przez 15 lat w tej samej firmie… dziś wiem, że jeśli czegoś się chcę nauczyć, to to zrobię. Ostatnio ktoś zadał mi pytanie, czy już będę zawsze pisać książki dla kobiet? Nie wiem, a co jeśli to tylko PROJEKT? Nic! Będę szczęśliwa! Dostałam dzięki pisaniu tyle, że lata w korpo by mi tego nie dały!
Aaaaa to dlatego Ty masz takie ładne zdjęcia na swoim insta!!!!! Wszystko jasne! Cieszę się, że Cię poznałam. A Twoje książki mam w planie na 2022. Serio. ❤️ Teraz mam listę, której nie ogarniam a obiecałam sobie, że kolejne kupię jak przeczytam te.
Bardzo ciekawy artykuł ?Basia zgadzam się w każdym słowie z tym co napisałaś.Ten nasz multiinstrumentalism czasem jest naszym bogactwem, bo w rożnych sytuacjach po prostu ogarniamy tematy za dwie trzy osoby, mało tego nawet nie widać po nas zmęczenia???I to z kolei jest przekleństwem bo przyzwyczajamy otoczenie, że ogranianie wielu spraw idzie nam jak z płatka i broń Boże nie możemy narzekać.Taki talent jest też niestety przestrzenią do tego że jeśli pracujemy dla kogoś to ta osoba może nami manipulować – wyróżnia nas z tłumu, to my robimy najtrudniejsze zadania, zbieramy ovacje ale gdy my choć na chwilę oslabniemy, jest słabo, empatii brak, rozczarowanie w oczach tych co na nas postawili. Moje doświadczenie jest takie, że od dziecka miałam poczucie wyjątkowości, wyróżniałam się ale szybko zrozumiałam, że jeśli się człowiek wyróżnia to musi szukać swojej drogi.Z perspektywy czasu widzę to bardzo pozytywnie, jeśli szukamy własnej ścieżki, nie chodzimy po ” cudzych podwórkach” to jesteśmy na dobrej drodze do odnalezienia własnego Ja, już nie musimy się porównywać bo jesteśmy tylko na własnej ścieżce , nie ma na niej konkurencji bo sami ją wydeptalismy
To jest bardzo ciekawe ujęcie. Niestety nie miałam takiej świadomości jak Ty tak wcześnie. Pobędę trochę z tym komentarzem. Jak mi coś przyjdzie odpiszę.
Basiu, czytam kolejny post i po raz kolejny pierwsza myśl, która mi przychodzi do głowy to … ,,w punkt!”. I wiem, że nie tylko ja tak myślę i określam to co masz do przekazania (oglądałam uważnie wczorajszego live z Martą Kaczmarski ;). Czasami mam wrażenie, że siedzisz mi w głowie i wyciągasz na światło dzienne to co gdzieś tam siedzi w środku, co obija się o zakamarki duszy i sama nie bardzo wiem jak sobie z tym poradzić i co myśleć.
Jakiś czas temu kupiłam i przeczytałam (jednym tchem) Twoją książkę. Potem przesłuchałam podcasty, obejrzałam filmy na YouTube i zaczynam sobie to wszystko powolutku układać. Przeszłam długą drogę, upadałam, ale podnosiłam się, szłam dalej i teraz widzę, że moje decyzje były dobre. Pamiętam jak w którymś momencie (nie pamiętam już czy po przeczytaniu książki, czy po przesłuchaniu kolejnego podcastu), stwierdziłam … kurczę, jednak zrobiłam dobrze!
Niewątpliwie jestem typem multiinstrumentalisty – z jednej strony umysł bardzo techniczny i matematyczny, z drugiej zdolności plastyczne i manualne. Wydawało mi się, że nie da się tego pogodzić, że muszę się na coś zdecydować i wybrać. Ale nie chciałam rezygnować ani z jednego, ani z drugiego. Był czas kiedy pracowałam po 12-16 godzin, sądziłam że tak trzeba, bo trzeba z czegoś żyć, zapłacić zusy (bo od wielu lat prowadzę własną firmę), rachunki, spłacać kredyt. To mnie spalało. Miałam dość projektów, siedzenia przed komputerem. Każdy kolejny email z kolejnym projektem wywoływał po prostu złość 🙁 Tęskniłam do mojej pasji, do srebra i kamieni (wykonuję biżuterię) do akwareli i kwiatów (kocham malować kwiaty, choć niewiele osób o tym wie). Wiele razy słyszałam, zostaw projekty inżynierskie, zajmij się tylko biżuterią. Była czas kiedy tak chciałam właśnie zrobić, ale czułam, że zupełna rezygnacja z pracy inżynierskiej i skupienie się tylko na pracy artystycznej też nie będzie dobre, że wtedy też będzie mi czegoś brakowało (bo praca inżynierska, którą wykonuję też jest zajęciem twórczym, też daje satysfakcję i jestem w tym całkiem niezła).
Zatrzymałam się na chwilę w tym pędzie, byłam wykończona pracą i miotaniem się z własnymi myślami. Zatrzymałam się, pojechałam na urlop, przegadałam z mężem i zdecydowałam się wypośrodkować (i wciąż staram staram się to robić). Biorę mniej projektów (biorę te, które chcę, a nie wszystko jak leci). Mam więcej czasu i przestrzeni na moją pasję – biżuterię, która z biegiem czasu stała się też pracą 🙂 Teraz jestem już PEWNA, że to była dobra decyzja.
Zawsze bardzo bawi mnie, gdy widzę miny kolegów/koleżanek inżynierów gdy słyszą, że robię biżuterię i też odwrotnie, reakcję ludzi od biżuterii, gdy słyszą, że jestem inżynierem 🙂
Czasami trzeba czasu, żeby wszystko sobie poukładać. Ja wciąż próbuję i wciąż się uczę.
Życzę wszystkim, aby znaleźli swoją drogę …
Pozdrawiam ciepło
WOW!Na takie wpisy czekałam. Spełniłaś moje najskrytsze marzenia.
Naprawdę?
Ja uważam, że nic nie dzieje się bez przyczyny, że niektórych ludzi spotyka się z jakiegoś powodu, po coś …
I tak któregoś dnia, gdy nadal się trochę miotam z własnymi myślami i ciągle szukam odpowiedzi na trudne pytania, wyświetla mi się na Fb post ze zdjęciem Twojej książki, potem trafiam na FP i blog … i zaczynam dostawać odpowiedzi na niektóre pytania. I okazuje się, że nie tylko ja mam takie problemy, że nie tylko mną szarpią takie wątpliwości.
No i jak tu mówić o przypadku, no jak? 🙂
Dziękuję!
Ja się z Tobą spełni zgadzam i często tego doświadczam. Nie ma przypadków. Nie ma!