fbpx

Multiinstrumentalizm – dar i przekleństwo w jednym.

sty 29, 2021 | #TuSięCzytaWPiątki

Dzień dobry! 

Przez całe życie uważałam się za osobę bez żadnego talentu. Taką po prostu mysz, co to jej okruszki ze stołu wystarczą, żeby żyć godnie, by z czasem się rozmnożyć. I choć słyszałam zawsze, jak już coś zrobiłam (ludzie o tym mówią: wyszło ci), ależ ty masz talent – nigdy nie czułam się ani wyjątkowa, ani szczególnie wybrana w tej loterii genowej. Niby wiele umiałam, no ale nic na poziomie mistrzowskim.

Życia zawodowego nie oparłam na szkole muzycznej, którą skończyłam z całkiem dobrymi wynikami. Nie poszłam na medycynę, choć świadectwo maturalne miałam i z paskiem, i ze średnią 5.0, więc teoretycznie mogłam. Mówię w kilku językach – w żadnym na tyle dobrze, by czuć się komfortowo. Nie jestem też Bondą, choć podobno od zawsze pisałam dobrze. W zasadzie lista tego kim NIE JESTEM (choć mogłabym być)  jest znacznie dłuższa od tej, która wskazuje na to, czego z pewnością nie powinnam robić. Na przykład nie powinnam być terapeutką. Z dwóch powodów. Po pierwsze ze względu na siebie, po drugie ze względu na pacjentów / klientów. Moja tendencja do angażowania się w cudze problemy i bardzo silne przekonanie, że życie się robi a nie czeka aż zrobi się samo, mogłoby skutkować tym, że porąbałabym siekierą w gabinecie każdego, kto nie chciałby się zmienić. A za to jak wiemy idzie się do paki. 

 

Dziś o multiinstrumentalistach i multiinstrumentalistkach, co zapowiada jutrzejszy webinar otwarty (sobota, 18:00 link do zapisu podaję poniżej). Dziś o wyjątkowym talencie bycia człowiekiem wszechstronnym. No dobrze wszechstronnym czyli jakim? 

 

Utarło się, że talent to określona umiejętność, lub tendencja do danej umiejętności. To nie jest fachowa definicja, a jedynie moje obrazowe przedstawienie tego, co słyszę od ludzi, gdy ich pytam o to, co to właściwie  jest ten talent. Mówimy przecież o kimś „on ma talent” / „ona ma talent” i tu zazwyczaj pada hasło do czego ten talent się ma. Do malowania. Do pisania. Do śpiewania. Mówimy „talent matematyczny” o osobach, którym matma w szkole przychodziła z lekkością. Mówimy „talent muzyczny”, gdy ktoś już jako dziecko gra na instrumencie i kończy konserwatorium w klasie skrzypiec. Takie podejście sprawia, że w społecznym rozumieniu tego słowa – talent może być tylko jeden – i jeśli już jest – jest wybitny. Wyróżnia człowieka od maleńkości, by docelowo być ścieżką jego szeroko rozumianej kariery. Tak więc na tym tle, to ja raczej byłam zdecydowanie: średnia.

 

W poczuciu tej średniości turlam się w dorosłym życiu, patrząc z podziwem na innych, tych wiesz, po drugiej stronie rzeki, co to mieli tylko jeden talent ale taki, że mózg się lasuje. Moment (B)A-HA  przyszedł w pewnej firmie, gdzie ze względu na fatalną politykę zatrudnienia i ewidentne braki kadrowe, które pozwalały zachować jak najwięcej pieniędzy dla zarządu, trzeba było pracować nie liniowo w zakresie swojego stanowiska – tylko łapać to, co jest akurat do zrobienia. Łapać – i kurde – robić. I tak strateżka, badaczka rynku i marketera, która powinna wyłącznie myśleć koncepcyjnie i patrzeć w tabele wyników, zaczęła jeździć po Polsce robiąc audyty czystości w punktach sieciówki, montować filmy reklamowe wyświetlane na telewizorach recepcji i produkować pierdyliard grafik, i  tekstów na Facebooki kilkuset oddziałów terenowych.  Robiłam to zamiast wybierać firmy, które się tym zajmą. Co gorsza robiłam to sama. Bo? Bo umiałam. Pracowałam po 16/18 godzin dziennie (w tym w większość weekendów), w zamian słysząc jedynie: „dobrze, że ci się udało”. To dlatego teraz tak pilnuję kursantów, by nie używali tego zwrotu. Kiedy mówisz: „udało mi się” wcale nie brzmisz skromnie – ten zwrot odbiera Ci sprawczość. Nie pozostawia przestrzeni na celebrację swojego sukcesu, bez znaczenia jak rozumiemy słowo sukces.To może być upieczone ciasto, posprzątany dom, skończony obraz. Udało się to rzut na taśmę szczęścia – bez Twojego czynnego udziału. A Ty przecież zasuwasz!

 

Multiinstrumentaliści mają zawsze ręce pełne roboty i mało czasu na realizacje prawdziwych siebie. Zrzuca się nam na głowę tysiące zadań, bo otoczenie widzi i wie, że dźwigniemy. Otoczenie dostrzega w nas to, co sami ignorujemy i czego nie doceniamy. Bardzo żałuję, że dotarłam do tego wniosku tak późno. Cieszę się, że w ogóle dotarłam. Zatrzymałam rozpędzony pociąg wycieńczenia, a hamulec trzymałam tak długo, aż wszyscy, dzięki którym ryłam nosem po ziemi, ostatecznie wykruszyli się z mojego świata. Przyszli nowi ludzie. Wielokrotnie bardziej wartościowi i co ciekawe bardziej podobni do mnie. To patrząc na nich uzmysłowiłam sobie, że dostałam na to życie niesamowity dar i talent, który nie jest ani tak oczywisty, ani tak powszechny jak na przykład śpiewanie. Tym darem jest multiinstrumentalizm. Wszechstronność. Ilość rzeczy i tematów, które potrafię ogarnąć jest ogromna, i choć wszystkie są na poziomie dowolnej sekcji, dowolnego domu kultury, to jednak UMIEM się tym zająć, UMIEM to zrobić, oraz ostatecznie UMIEM nauczyć tego innych. 

 

To multiinstrumentalizm powoduje, że radzę sobie w życiu i z życiem. I to multiinstrumentalizm trzyma moją głowę na powierzchni, gdy wydaje mi się, że tonę. I to on odpowiada, za podpalanie się kolejną pasją, która wciąga mnie bez reszty. To dlatego moje życie jest kolorowe i pełne pięknej energii. Dzięki niemu wiem, że nie muszę wyłącznie robić na drutach, wyłącznie malować obrazów, wyłącznie zajmować się marketingiem. Ci, którzy żyją „wyłącznie” – nie żyją tak jak my, bo nie mają do tego zasobów. Popatrzyłaś kiedyś na to w ten sposób? Popatrzyłeś? Oni dostali jeden dar i wycisnęli go na maksa. My dostaliśmy tych drobnych darów pełen koszyk a zachowujemy się jak ostatnie sieroty, które tego nie widzą, nie zauważają i najważniejsze: nie doceniają. Bo rzadko kiedy doceniamy to, co niesiemy w koszyczku. A tam obfitość. Zachowujemy się trochę jak żona rybaka z bajki „O rybaku i złotej rybce”. Mamy koryto wypełnione po brzegi, ale wciąż marudzimy, że mogłoby być złote. 

 

Patrzę na życie i wszystkie jego aspekty jak na monetę, która ma zawsze dwie strony. Blaski multiinstrumentalizmu już znasz. Teraz cienie. Rozdrobnienie nas rozprasza. Otoczenie nas wykorzystuje. Nawyk działania „multi” skutkuje tym, że rozjeżdża nam się czas i nasze plany. I właśnie o tym będzie jutrzejszy webinaria pt; „Planowanie dla multiinstrumentalistów”. Z przyjemnością podzielę się z Tobą moimi ścieżkami działania, które przekładają się nie tylko na satysfakcję pięknego życia ale i pieniądze. Daj znać czy się widzimy, a jeśli obejrzysz – podziel się wnioskami tutaj w komentarzu.

 

Ściskam, 

 

Basia

#TuSięCzytaWPiątki

 

 

Obejrzyj 20 minut webinaru o „Planowaniu dla multiinstrumentalistów” – czyli o tym dlaczego nie realizujemy tysiąca naszych pomysłów? Dlaczego zasady planowania na nas nie działają?  I najważniejsze! Jak działać, żeby korzystać z naszej multiinstrumentalnej głowy i nie dać się ponieść przez nią na manowce. Czy to w ogóle możliwe? Tak. Od 11 lat prowadzę firmę, zarabiam, działam, tworzę. Zobacz jak. 

Cały webinar trwa 2:12 minut i jest już dostępny w sklepie. KLIKNIJ TUTAJ.