fbpx

Ochrona granic

gru 28, 2018 | historie wybrane

Taki moment, kiedy ty mówisz „NIE” a rozmówca słyszy to jako „TAK” ignorując równocześnie to, że się na coś nie zgadzasz.
Albo kiedy ty mówisz „PRZESTAŃ” a ktoś nie przestaje i dalej robi to, na co ma ochotę.
Albo jeszcze kiedy WYRAŹNIE MÓWISZ i OKREŚLASZ na czym ci zależy a twój głos – masz wrażenie – rozpływa się w przestrzeni, jakby go w ogóle nie było. (Jak kiedyś powiesz – mówiłam/łem – że to dla mnie ważne – odpowie ci wzruszenie ramion i hasło – pierwsze słyszę!)
Albo jeszcze, kiedy jesteś już na skraju wytrzymałości, gdy inni wchodzą ci na głowę, a ty kolokwialnie rzecz ujmując: „osikujesz swój teren” – a twoi rozmówcy stoją po kolana w tym moczu i nadal nie rozumieją o co ci chodzi.

Czytasz o sobie?
Serio? O sobie?

Wychowane w porządnych domach, porządne córki swoich porządnych rodziców, szkolne prymuski z ciasno spiętym kucykiem i obowiązkową kokardą, zawsze punktualne, zawsze wyprasowane, zawsze pomocne, bo ludziom przecież trzeba pomagać. Albo inny scenariusz. W zasadzie dowolny. Taki, który kończy się tym, że masz prawie trzydzieści, czterdzieści, pięćdziesiąt lat a słowo ASERTYWNOŚĆ znasz tylko z artykułów portali psychologicznych albo (jeszcze gorzej) książek. (Gorzej, bo to znaczy, że jeśli sięgasz po książkę – to już wiesz, że masz problem). W sensie rozumiesz, że takie coś jak asertywność instnieje, może nawet o tym mówisz, ale nie masz pojęcia jak się tą asertwnośc robi, żeby twoje NIE – znaczyło – NIE. A potem z autentyczną zazdrością patrzysz na tych, którzy mówiąc – PRZESTAŃ- wywołują ten efekt u rozmówcy.

Oni tak. Ty nie.

Oni tak. Ty jakoś kurde – nie.

Z czasem się poddajesz. Doprowadzasz swoje życie do stanu, w którym ludzie dysponują twoim czasem, pieniędzmi, kreatywnością, pracowitością, wiedzą i przestrzenią osobistą. Jakiekolwiek próby twojego sprzeciwu doprowadzają docelowo do konfliktu z otoczeniem, a że ty konfliktów nie lubisz to zrobisz wszystko, żeby tego uniknąć, więc ostatecznie ZNOWU robisz tak jak chcą inni. I jeszcze to poczucie winy, że śmiałaś/ śmiałeś się sprzeciwić. Z czasem już nie wiesz kim jesteś – bo w zasadzie nie wiesz gdzie się zaczynasz ani gdzie się kończysz.

Ty jako człowiek. Ty jako osobowość.

Ty jako dusza.

Po prostu.
Ty.

Tracisz wolność.

Życzę Ci dnia, który zamieni się w tydzień. Tygodnia, który zamieni się w miesiąc. Miesiąca, który zamieni się w rok a potem w kolejne lata. Ale najpierw życzę Ci tego pierwszego DNIA. Dnia buntu. Życzę Ci osiągnięcia tego dodatkowego kręgu piekła, o którym sam Dante nie słyszał, a Dan Brown jeszcze go nie wymyślił i nie napisał o nim żadnej książki. Życzę Ci przebudzenia na tym dnie dna, kiedy wszystko w Tobie skowycze i skuczy z bólu przekraczania Twoich własnych granic. Jest dobrze. Od dna – można się odbić. To tu łapiemy grunt.

Asertywności – jak wszystkiego na tym świecie – można się nauczyć. Zajmuje to dokładnie tyle czasu ile każdy z nas potrzebuje na wdrożenie zmiany zachowań. Dowolnych zachowań. Są ludzie, którzy mają wysoką elastyczność zmian, tym idzie im całkiem szybko – i są tacy, którzy zmiany wprowadzają wolno. Bardzo wolno. Jak ja. (Ale wprowadzam. To chyba najważniejsze.)
Najwięcej czasu zajęło mi nauczenie się – dodam NA PAMIĘĆ – całych, gotowych zwrotów, które oznaczały w mniejszym, bądź większym stopniu słowo: NIE.

Musiałam się tego uczyć na pamięć – inaczej napiszę – chciałam się tego uczyć na pamięć – bo w momencie, gdy ktoś naciskał, a ja się denerwowałam w środku, że nie jestem słyszana – nie pamiętałam zupełnie, co mam powiedzieć!
Zapisywałam sobie te zdania w komórce, w notesach, w kalendarzach. Czemu? Bo Ja nawet nie stałam nigdy koło takich osób, które są asertywne. Nie miałam od kogo nauczyć się/ podejrzeć – jak to się robi.
Mount Everestem w tej ścieżce było nauczenie się mówić: spier*alaj.

Podobno, jeśli wierzyć numerologom, osoby urodzone 14 dnia miesiąca, lub te, którym w portrecie numerologicznym wychodzi liczba 14 (np. jako podwibracja) – mają do przepracowania dług karmiczny wolności. Poza wszelkimi niuansami, którymi nie bedę Wam tu zawracać głowy, z grubsza chodzi o to, by szanując wolnośc cudzą zadbać również o swoją. Przejawem zniewolenia jest nieposzanowanie naszych granic. Ta mandala powstała na zamówienie mistrzowskiej wibracji – 33 – powołaniem i ścieżką takiego człowieka jest miłość uniwersalna. A ponieważ w portrecie numerologicznym błąkała się 14 – zadbałam o to, by granice w tej mandali były z jednej strony wyraźne – a z drugiej strony półprzepuszczalne. Żeby nie stanowiły muru odgradzającego od TU i TERAZ.
Tylko trzy kolory w pełnym rozkwicie wzoru.
Oto jakie życie da się stworzyć na szarym tle codzienności.

Jest tak ciemno za oknem, że zrobienie dobrego zdjęcia graniczy z cudem. Dzis nie jest jednak dzień cudów – więc wstawiam zdjęcie najlepsze jakie udało sie zrobić. Nie widać złotych ornamentów – wszystkie „żółte” pola błyszczą złotem. Nie widać też głębi – wpatrując się w tą mandalę – raz skupiamy oko na fioletowych elementach, innym razem prowadzi nas głęboki turkus. Wszystko razem i wszystko osobno. Koło jest kołem. Kwadraty – pozostaja kwadratami. Kontrast kolorów – odcina je od siebie.

Granice są widoczne.
Granice są wyraźne.

Wszystko ma swoje granice.
My też.