fbpx

Rów – Lista – Zrobione!

sie 9, 2019 | #TuSięCzytaWPiątki

Nie wiem.
Po prostu nie pamietam, ani który to był z kolei zakręt w życiu, ani który rów w jakim wylądowałam po kolejnej życiowej stłuczce. Pamiętam jednak, że leżąc w tym rowie zbierałam siły, by wstać i to właśnie wtedy – robiłam listę. Takie podsumowanie.
Spis rzeczy, spraw, emocji, wydarzeń, których NIE przeżyłam, NIE zrobiłam, NIE doświadczyłam. Lista ta miała 436 może 438 punktów, z których każdy był kompletnie poza moim zasięgiem – mentalnym, racjonalnym a przede wszystkim finansowym.

#232 – pójść na mecz piłki nożnej na prawdziwym stadionie, miejsce siedzące może ale nie musi być na „żylecie”.
— Nie jestem żadną fanką futbolu. Nie mam pojęcia po co jedenastu mężczyzn w samowzbudnym podnieceniu biega za piłką. Nie rozumiem zasad spalonego. Nie znam nazwisk i nie kumam o co chodzi, kiedy słyszę stwierdzenie, że „dziś naszym brakuje pressingu”. ALE NA MECZU NIGDY NIE BYŁAM – więc nie wiem jak to jest doświadczyć meczu. A ja chciałam doświadczyć.

#118 – zrobić sobie pracownię – z miejscem na pochylne biurko, statywy do nagrywania, specjalne półki na farby, drewnianą sztalugę, może nawet na dwie? Sztalugi – żadnej – nie miałam. Sztaluga to był punkt #119.
— Mentalnie nie było we mnie zgody na inwestowanie jakichkolwiek pieniędzy w cokolwiek, co nie jest niezbędne do życia, potrzebne, użyteczne, albo nie służy w pierwszej kolejności mojej rodzinie – dopiero potem (ewentualnie) mnie. Zresztą nie nazywałam tego wtedy „inwestowaniem” tylko „wydawaniem” pieniędzy. Inwestycja, to coś – co się zwraca. Wydatek – to koszt. Pracownia to był koszt. Ekscentryczny wydatek. Szaleństwo. A ja chciałam wreszcie doświadczyć tego szaleństwa.

#382 – polecieć gdzieś samolotem. Nie ma znaczenia gdzie. Nie ma znaczenia z kim. Nie ma znaczenia kiedy. Po prostu polecieć.
— Od dziecka śnię mocno i intensywnie. To takie sny 5D, w których jest wątek przewodni, fabuła, ludzie i towarzyszące temu wszystkiemu emocje. Mam sny, w których znam już całe miasta i wiem jak w tych miastach się poruszać. Mam też sny cykliczne – śnią mi się różne środki transportu. Pociągi. Autobusy. Samochody. Samoloty. Samoloty zawsze spadają, zrzucają bomby, płoną, startują, lądują. Od dziecka też zawsze opowiadałam o tych moich snach. To dlatego pewnie wiele osób myślało, że nie latałam, bo się boję. A ja się nie bałam latać. Ja po prostu nigdy nie miałam wystarczająco dużo pieniędzy łamanych na odwagę życia, żeby gdzieś, gdziekolwiek polecieć. To był punkt 382 a ja wiedziałam, że chcę doświadczyć latania. Nie miałam z kim, nie miałam za co, nie miałam pomysłu gdzie. Wiedziałam tylko, że chcę.

Polska – Korea. Mecz towarzystki. Stadion Narodowy. Ostatni w karierze mecz takiego bramkarza, co to go wszyscy chyba znają a ja za cholerę nie jestem w stanie przypomnieć sobie teraz jego nazwiska. Było zimno. Nadal nie wiem, co to pressing. Może go nie stosowali. Możliwe.

Projekt pracowania przyniósł mi więcej niż pochylne biurko i miejsce na farby. Pracownię postawiłam nie mając w budżecie domowym na to ani jednej złotówki. Projekt pracownia przyniósł mi doświadczenie, dzięki któremu zrobiłam kurs online. A wczoraj w grupie kursantów podczas LIVE lały się łzy i ktoś znowu – kolejna dusza – wyszła na wolność.

Pierwszy raz w samolocie siedziałam w zeszłym roku w lipcu. Tak sobie myślę… z pewnymi rzeczami – na przykład z seksem – nie należy czekać do czterdziestki.

W opowieściach mojej mamy (tak moja mama latała i to sporo) ziemia z lotu ptaka była tak piękna jak opisy przyrody w Nad Niemnem. Kiedy jednak się żyje w czasach satelitarnych GPSów widok pól i łąk nie porywa już tak bardzo, bo jest nam znany. Zachwycił mnie tylko jeden moment. Moment kiedy samolot jest już wystarczająco wysoko, żeby wszystko było widoczne z góry ale jeszcze na tyle nisko, że nadal widać domy.

To wtedy – poczułam dystans.

Gdzieś tam na dole, w takim małym jak łebek od szpilki domku, jest jakiś pokój nastolatki. A w tym pokoju jest nawalone tak, że klękajcie narody, zupełnie tak jakby ta nastolatka nie miała sprzątającej porządnie matki. I ta matka pewnie się na nią drze codziennie, że znowu jest nawalone, tylko nasrać na środku do kompletu i gotowe. Że nie można gaci rzucać pod łóżko, że dziewczyna, to musi, powinna, ma, i jeszcze, że kiedyś ta ona/ dziewczyna tej matce podziękuje a teraz ma zostawić już tą komórkę i zacząć sprzątać, bo za chwilę, to już inaczej będą ze sobą rozmawiać.
A potem obok zobaczyłam kolejny mały jak główka od szpilki dom. I tam też na pewno. Nastolatka. Pokój. Matka.
I jeszcze więcej domów. I wszędzie to samo. I one takie coraz mniejsze. Te domy. Te matki. Te nastolatki. I ten syf w pokoju. Bo czym jest ten ogromny bajzel w przestrzeni gdy pod tobą Pireneje.
Niczym.

Pokoje nastolatek widziane z bliska – tak jak nasze problemy – przytłaczają.
Jedyne, co trzeba zrobić to wznieść się na odpowiednią wysokość – by złapać dystans i zobaczyć jakieś tam Pireneje. Każdy ma swoje.

Realizacja tej listy zajęła mi ponad 4 lata.
Każdy z punktów przyniósł albo gigantyczne zmiany w moim życiu (na zasadach efektu motyla) albo tylko doświadczenie. (Wiem. Byłam. Dotknęłam. Dziękuję – więcej nie chcę. Ale wiem już też – dlaczego nie chcę.) Lot samolotem choć miał na mojej liście numer 382 – zrealizowałam jako ostatni. Rok temu. W lipcu.

Rok temu w lipcu – zrobiłam kolejną listę. Nie dlatego, że wylądowałam w rowie – tylko dlatego, że spodobało mi się – doświadczanie życia.

.
.
.

#178. Dotknąć prawdziwego, wielkiego, żywego kaktusa – przynajmniej wielkości drzewa. — ✔️

#TuSięCzytaWPiątki