fbpx

Jeszcze się nie ciesz!

maj 14, 2021 | #TuSięCzytaWPiątki

Gdybym ze wszystkich przekonań świata miała wybrać to, które mi robi najwięcej krzywdy… yyyyy… Wróć!

Gdybym ze wszystkich przekonań świata miała wybrać to, KTÓREMU POZWALAM ROBIĆ w sobie największe spustoszenie – byłoby to hasło/ zdanie, które słyszałam w domu od dziecka. A w domu zawsze słyszałam – „JESZCZE SIĘ NIE CIESZ”.

„Jeszcze się nie ciesz” – to taki refren w piosence życia mojej rodziny – coś pomiędzy „nie chwal dnia przed zachodem słońca” – a – „nie oceniaj książki po okładce”.
Jeszcze za wcześnie.
Jeszcze poczekaj.

Jeszcze się nie ciesz.

 

Jak się człowiek uczył do matury i był wieczorem szczęśliwy, że umie i jeszcze jak się człowiek tym niechcący pochwalił przy stole w kuchni, wieczorem – to od razu dostawał między oczy tą maksymą rodu.
Jeszcze się nie ciesz – jeszcze nic nie napisałaś, jeszcze nie wiesz jakie będą pytania, jeszcze…

Jeszcze się nie ciesz.

 

A potem jak człowiek wrocił po egzaminie do domu i znowu mu się z młodej piersi wyrwało, że pytania siadły i że dobrze poszło, że przed czasem skończył, to tym bardziej słyszał jeszcze się nie ciesz, bo jeszcze nadal nic nie wiadomo, jeszcze może się okazać, że błędy są albo nie zrozumiałaś pytania, bo w sumie to trochę dziwne (prawda?) przed czasem kończyć.

 

I gdy w końcu człowiek siedział szczęśliwy z tym świadectwem maturalnym na kolanach, ze świadectwem ze średnią 5.0 a pasek na tym świadectwie musicie wiedzieć był i biały i czerwony i orzeł był piękny jak ta lala w koronie i same piątki z tych egzaminów były – to człowiek chciał zeżreć wszystkie lody świata z tej radości, że jest tak dobrze i że już jest po wszystkim.

 

I jak już człowiek myślał, że go rozsadzi z tej radości, że euforia nastoletniej szczęśliwości rozerwie go na kawałki – wtedy z pomocą, niezawodnie przychodziła rodzina sącząc w ucho platynową myśl duchowej prowincji.

Złotą – kurde – receptę na życie całe.

Filozofię – dziś myślę – pokonanych.

JESZCZE SIĘ NIE CIESZ.

JESZCZE NIE JESTEŚ NA STUDIACH!

A potem?
A potem tak już tak człowiekowi zostało.

Nie jednemu człowiekowi zresztą.

 

Znam kobiety, które nie odważyły się cieszyć, że zaszły w ciążę – bo bały się, że to za wcześnie i poronią.
I takie, które nie cieszyły się z porodu, bo też za wcześnie i jeszcze nie wiadomo czy dziecko na pewno będzie zdrowe – trzeba poczekać tak kilka dni/ tygodni – to się zobaczy.
Potem czekały aż kolki ustąpią.
Potem aż będzie roczek.

Aż zacznie mówić.

 

Znam rodziców, którzy płakali w dniu ślubu swoich dzieci, bo to jeszcze nie wiadomo, co z tego małżeństwa będzie. Czy wnuki będą. Czy dom wybudują. Czy w długi nie wpadną.

Wszystko w dniu ślubu.

 

Poznałam ludzi nie cieszących się z kupna nowego auta z salonu, bo jeszcze nie wiadomo czy się psuć nie będzie, czy nie ukradną i ile (tak naprawdę) będzie palić. Z auta to się człowiek cieszy – Basia – jak je już sprzeda i to pod warunkiem, że dobrze sprzeda – mówili mi. A potem jak sprzedali nadal się nie cieszyli, bo to – Basia – nie wiadomo teraz na co człowiek nowego trafi i czy będzie takie dobre jak tamto. (auto)

Doświadczyłam przedsiębiorców, którzy nigdy nie mieli poczucia, że są dobrymi przedsiębiorcami, niezależnie ile pieniędzy było na ich kontach, bo to – Basia – nie ma się co cieszyć na zapas – nie wiadomo jak będzie z klientami w przyszłym roku, nie wiadomo, bo mówią w telewizorach różnie, no i co jak się rynek jednak załamie?

Znam.

 

Znam zyliardy osób żyjących w przekonaniu „jeszcze się nie ciesz” i jako badaczka rynku – muszę upaść na kolana przed danymi ilościowymi i przyznac im/nam rację.
Skoro tak wielka część populacji – w tym również ludzie wykształceni, do których sama się zaliczam – dziś – w latach 20. XXI wieku, w których już wiemy, że burza to burza a nie niebo nam spada na głowę, w którym to fizyka kwantowa robi robotę, bank mamy w komórce a komórka to już nie wychodek – skoro w tych czasach dzisiejszych tak wiele ludzi uprawia „#jeszcze_się_nie_cieszyzm, to znaczy, że JEST – BO MUSI BYĆ – jakiś tajny związek, jakaś metafizyczna zależność pomiędzy szczęściem odczuwanym TU I TERAZ a rozpaczą, która to pojawi się natychmiast po tym, jak pozwolimy sobie na radość i szczęście.
No ludzie! Jest nas za dużo ludzi – potwierdzających tą tezę i żyjących w jej myśl – żeby ryzykować stwierdzenie, że to nie jest prawda!
Serio!

Z moich drobiazgowych wyliczeń wychodzi, że moment kiedy zupełnie na legalu można się cieszyć z czegokolwiek, to stosunkowo wąskie okno małego odcinka czasu. Jakieś maksymalnie 3 do 5 minut (słownie\: trzy do pięciu minut) pomiedzy: zamknięciem naszego wieka w trumnie a momentem odlotu duszy do Źródła.
Wykorzystajmy ten czas na maksa.
Jak szaleć to szaleć.
—-
Foto: Tomek Chrapan – dziękuję

 

Kategoria: