fbpx

MATRYCA

cze 27, 2018 | historie wybrane

Po mojej prababce Maryjannie odziedziczyłam gen zbieractwa drobnicy leśnej
(na przykład grzyby), filigranowe dłonie jak u chomika (dobre dla krawcowej – tak słyszałam od dziecka), umiejętność segregowania wszystkiego w pudła i pudełeczka („żeby porządek był na wierzchu” – tak się u mnie w domu mówiło) oraz amnezję wtórną, która sprawia, że nigdy nie wiem gdzie te pudełka schowałam. Towarzyszy więc w mojej rodzinie – kobietom głównie – system na wiewiórkę. Jeśli już toczy nas jakaś pasja (haftowanie, ogrodnictwo, robienie na drutach) wszystkiego mamy za dużo ale upchnięte w wielu dziuplach, co sprawia, że zawsze jest szansa, żeby znaleźć orzechy na zimę. I choć porządek na wierzchu jest – nie mamy pojęcia gdzie coś leży.

Po moim ojcu – konstruktrorze, wynalazcy, maratończyku – odziedziczyłam zamiłowanie do sportu (w życiu nie będę biegać!), długie nogi (tato – dziękuję), oraz przekonanie, że wszystko jest możliwe, tylko najpierw to trzeba wymarzyć, potem wymyślić, potem opracować i wreszcie zrobić. Też dziękuję. Mama dała najpyszniejszą kuchnię pod słońcem, umiejętność doprowadzania projektów do końca („to nie jest sztuka zacząć” – słyszałam) i tajemną wiedzę wyboru mąki na ciasto drożdżowe. Tylko niech nie zwiedzie Was ten sielankowy obrazek. W pakiecie zwanym dobrodziejstwem inwentarza dostałam też wiele innych wzorców, które już ani śmieszne ani przydatne w życiu, ani dobre, żeby o nich pisać. Kiedy kilka lat temu zrobiłam sobie test osobowości, (którego wyniki odnosiły się do kluczowych postaci „Gry o tron”), nie byłam zaskoczona, gdy wyszło, że jestem: kochającym rodzinę ponad wszystko i ponad wszystko lojalnym wobec swojego króla – Eddarem Starkiem. Dodam dla niewciągniętych w książkę – że chłop w ramach swojej (chorej) lojalności i wiary w ideały ryzykuje i traci – wszystko – i rodzinę i życie. I to już w pierwszym tomie. W zasadzie w połowie pierwszego tomu. Średnia perspektywa.

Wzorce transgeneracyjne to przekazywane z pokolenia na pokolenie układy zachowań, nawyków i postaw. Chłoniemy je mniej więcej do 6 roku życia – utrwalając potem przebywaniem w klanie rodzinnym, który racjonalizuje nam potrzebę podtrzymywania takiego wzorca. Racjonalizacja polega na wielokrotnym , głośnym wmawianiu sobie, że jest tak jak jest, bo inaczej się nie da (takie jest życie), lub może się da ale to nie jest: dobre/ rozsądne/ sensowne ( inni żyją źle). Tkwimy we wzorcach, bo nikt nie pokazał nam jak z nich wyjść. Córki alkoholików wychodzą za mąż za alkoholików nie dlatego, że miały za sobą cudowne dzieciństwo z uroczym, kochającym tatusiem i chcą tego samego – tylko dlatego, że ich matki nigdy im nie pokazały jak powiedzieć NIE, następnie w tym NIE być konsekwentnym i się nie złamać. Mam dużo pędzli i farb, chowam je po kątach, bo nikt mi nigdy nie pokazał, że można mieć jeden zestaw, schowany w jednym miejscu i … i wystarczy. Pokazano mi za to, że jest sensowne mieć wiele, bo… i tu wielopokoleniowa racjonalizacja.

Nałogi. Otyłość. Popadanie w długi.
Wzorce. Wzorce. Wzorce.

 

Nałogowcy racjonalizują nałóg (piję bo…/ palę bo…). Otyli tłumaczą się chorobą (to też racjonalizacja). To samo robią osoby pogrążone w długach (to był konieczny wydatek.) A przecież to wszystko wzorce. Otyła kobieta, tłumacząca swojej koleżance, że nie może schudnąć od czasu kiedy przytyła po drugiej ciąży – czyli od 20 lat – zasłaniając się też problemami z tarczycą, (o ile nie jest przypadkiem skrajnym krzywej Gaussa) najczęściej ma równie grubą matkę i babkę i jej prababka też pewnie do najszczuplejszych nie należała. Jak do tego dojdą otyłe dzieci, to mamy kompletny wzorzec. Czego? Nie wiem. Wiem tylko, że ciąże i tarczyce niewiele z tym mają wspólnego. Obcuję z tym na moich szkoleniach. Jeśli czyjaś matka stała wiecznie w rozkroku, co zrobić ( nie podejmowała decyzji) przekazała taki wzorzec swojej córce. Teraz ona sama nie wie – rzucić etat i iść na swoje czy zostać na etacie i zapomnieć o własnej firmie. I trwa w tym rozkroku latami, ponieważ jej wzorzec polega na: niepodejmowaniu decyzji, na wiecznym męczeniu się z pytaniem „co zrobić”, na byciu w rozkroku właśnie. Jeśli rodzice żyli w długach i doprowadzili majątek do ruiny zadłużając rodzinny dom, przynajmniej jedno z ich dzieci powtórzy ten schemat. Niezależnie od sytuacji życiowej i wpływów finansowych na konto prędzej czy później to (dorosłe już) dziecko będzie brać kredyt za kredytem, tonąc w spirali długów, będzie zwalać na los, na sytuację, na konieczność kupienia kolejnej sukienki, bo nikt nigdy nie pokazał jej – jak spłacić długi i już więcej ich nie mieć. Wzorzec.

Tylko 4% z nas jest w stanie powiedzieć NIE swoim domowym wzorcom. Chylę czoła i ściągam nabożnie czapkę przed każdym, kto choć spróbuje. Choć raz. Raz jedyny skonfrontować się – nie z nadwagą – tylko z wzorcem. Nie z długami – tylko wzorcem wydawania pieniędzy. Nie z rozkrokiem – tylko wzorcem niepodejmowania decyzji. Złamanie wzorca oznacza bowiem wzięcie odpowiedzialności w swoje ręce. Oznacza tytaniczną pracę. Oznacza porażki w ścieżce nawyków. Oznacza wiele upadków. A jednak … znam szczupłe córki grubych matek. Da się. Znam niepijących DDA w całych, ciepłych i wartościowych rodzinach. Da się. Znam tych, którzy spłacili wszystkie kredyty i już więcej się nigdzie i nigdy nie zadłużyli. Da się. Znam trzeźwiejących alkoholików. Da się. Znam sportowców, których nie, nie wspierano w rodzinach mówiąc „jesteś zwycięzcą”. Nasz mózg jest jak komputer. Mamy w nim zainstalowane i dobre i złe programy czy aplikacje. Zostawmy dobre i te, które nam służą. Odinstalujmy te, które nam szkodzą i nie są nam już potrzebne. I naprawdę nie ma znaczenia jaką ścieżką do tego dojdziemy, Hellingerem, radykalnym wybaczaniem, totalną biologią, astrologią, ezoteryką, litanią loretańską czy uporczywą i regularną wieloletnią terapią psychodynamiczną. Chylę czoła i ściągam nabożnie czapkę przed każdym, kto choć spróbuje. Choć raz.


Ta mandala powstała z głęboką intencją czerpania z wzorców transgeneracyjnych tylko tego,
co ma służyć i wspierać. W polu podświadomości (dół mandali) zobaczycie wiele wijących się i przeplatających ze sobą wzor(c)ów. Ustępują one miejsca w górnej części mandali nowemu, lżejszemu układowi, o kompletnie innym charakterze. Więcej przestrzeni. Więcej możliwości. Otwarcie na to, co porzynosi wyższe JA. Bóg. Opatrzność. Los. Kosmos. Matka Natura. Przeczytaliście już tyle opisów pisania mandali, że chyba wiecie wszystko. Oś pozioma – łącznik przeszłości i przyszłości, w pionie za to otwarta linia koła, żeby czerpać z sił wyższych. A że mandala dedykowana jest numerologicznej 9 z 27 – wzmocnienie tej wibracji z pewnością szybko znajdziecie w wielu miejscach. Czerpanie z rodu (9 kropek biegnących w dół rozpoczynając od dużej zielonej, oraz po 9 kropek w linii horyzontu po stronie lewej i prawej), 9 promieni płynących z góry, 9 figur geometrycznych (patrząc od środka: koło, koło, trójkąt, romb, kwadrat, koło, romb, koło, kwadrat). A jednak w centralnej części – osobny, dynamiczny wzór (2 większe koło) – mamy tu i teraz. Pewną zamkniętą całość. Indywidualizm jednostki. Choć stworzony z tych samych kolorów – odrębny byt. Mandalę w mandali. W jej środkowej części starym złotem skomponowane w jeden tzw. Sygil 3 znaki runiczne. Uruz. Fehu. Berkano. Niech służą. Dwa – wychodzące poza największy kwadrat – półkola (najlepiej na to popatrzeć z daleka) , na dole w postaci złotych zdobień, na górze w postaci zielonych wypustek, to z jednej strony nasze generacyjne korzenie a z drugiej ręce wyciągnięte ku górze, by czerpać, a potem rozwijać się i tworzyć nową jakość na bazie, którą dostaliśmy. Niektóre ornamenty wychodzą poza mandalę. To po to, by nie trzymać się ram. By tworzyć. By wychodzić poza schemat wzorca.

Malowało mi się ją bardzo lekko. Kolejne etapy przychodziły do głowy spokojnie i bez presji. Myślałam wtedy o Maryjannie i o jej drobnych dłoniach, które pamiętam jeszcze jak przez mgłę. Uszyła mi kiedyś sukienkę. Wykończoną czarnymi aksamitkami, bardzo elegancką sukienkę w kolorową kratę z białym, szydełkowym kołnierzykiem. Byłam wtedy najpiękniej ubraną trzylatką w całym kosmosie. Maryjanna skończyła gimnazjum katolickie dla panien, miała piękne kaligraficzne pismo i kisiła żur. Sprzedawała go potem sąsiadkom, żeby mieć swoje pieniądze, „bo kobieta zawsze powinna mieć swoje pieniądze” – mówiła. To dobry program babciu. Dziękuję. Tyle razy mi się przydał!
Nie. Nie pójdę dziś do sklepu po kolejne farbki i pędzle. To, co mam mi wystarczy. Za ten program – też – JUŻ – babciu- dziękuję.