fbpx

RÓWNOWAGA

wrz 2, 2018 | historie wybrane

Ta jest na miłość ?”- pyta mnie żona kolegi przeglądając mój profil mandalowy na Instagramie.

Patrzę na zegarek i myślę – dziewiętnasta…. suabo, nie zdążę.

Jest piątek, siedzimy „na mieście” a umawiane od wielu miesięcy spotkanie ze znajomymi doszło w końcu do skutku. Z „Baru pod Zielonym Pluszowym Misiem” wypraszają bezpardonowo o 23:00, bo … zamykają. I to naprawdę nic, że klient nie dojadł, nie dopił, czy zatrzasnął się w toalecie. Koniec to koniec. Proszę już wyjść i tyle.

Umysł stratega przetwarza wszystkie zgromadzone dane pierwotne – godzina na zegarku, versus godzina zamknięcia Pluszowego Zielonego Misia, versus moje tendencje do obszernego rozwijania tematu. To daje trzy godziny wykładu i godzinę na zadawanie pytań. Nie zdążę – myślę – i ograniczam swoją odpowiedź do 5 wyrazów:

Tak, ta jest na miłość.

W takich sytuacjach zawsze sobie myślę, że pohamowanie słowotoku ratuje cały stolik (zresztą Bogu ducha winnych ludzi), przed przysypianiem. A że mój tata wiedzie rodzinny prym wśród złotoustych, a dodatkowo zna się najlepiej w zasadzie na WSZYSTKIM, (na wszystkim bez najmniejszego choćby wyjątku) i zawsze musi o tym WSZYSTKIM – wszystkim ludziom na świecie – opowiedzieć – to jako jego córka bazę transgeneracyjną mam tak silną, że tylko ja jedna wiem ile mnie kosztuje NIE MÓWIENIE – mimo, iż ktoś pyta. I kiedy już mój misterny plan prawie, prawie, prawie się wypełnił – przy stoliku, w „Barze pod Pluszowym Zielonym Misiem” pada hasło:

Pewnie wszystkie są na miłość, w każdym razie najwięcej; ludzie chcą pewnie na miłość.

Nooo nie – kręcę głową – najwięcej jest na: pieniądze.

I choć klocki hamulcowe ochoty na długą Polaków rozmowę starły mi się mentalnie w głowie – byłam dzielna, wytrzymałam zdziwienie stolika, zamówiłam kolejną kawę i zmieniłam temat.

Intencja – bo o niej mowa – jest punktem wyjścia dla każdej kolejnej mandali.
Intencje są tak różne jak różni są ludzie. Najczęściej pokazują nasz brak – brak mi miłości – mandala na miłość, brak mi pieniędzy – mandala na pieniądze, brak mi … itd.
Nikt nie zamawia na rozum.
Nie rozumiem.
Dziwne.

Pewnego dnia przyszedł mail z zamówieniem na namalowanie mandali od osoby gdzie nie było żadnego braku a życie pokazywało tylko przegięcia raz w jedną skrajną raz w drugą i zawsze zamiast braku – był nadmiar. Nawet pierwotnie chciano od razu dwie mandale. No masz. I co teraz??? Jaka intencja? Jaka potrzeba? Co dalej gdy bazą jest nadmiar.

Trzy miesiące rozmów. Trzy miesiące zmieniania intencji. Trzy miesiące moich odpowiedzi – nie, nie czuję tego, nie namaluję. Trzy miesiące konfrontowania się z historią dla obu stron (mnie i zamawiającego) tak osobistą, tak bliską, że nie da się jej tu opisać. Na przemian czułam złość, że ktoś mi robi lustro (a ja robię co mogę, żeby tylko nie zobaczyć w nim siebie) i poczucie winy, że nie chcę się z tym zmierzyć. Kilka razy zmieniałam blejtram. Tło przemalowałam kilkanaście razy – od czerwieni przez fiolet i znowu bordo i znowu…
Nie, nie namaluję.

W końcu zamawiający przestał pisać a ja zostałam z tą historią sama.
Jak osad układała się we mnie na nowo.

Trzy miesiące temu byłam człowiekiem pełnym uprzedzeń. Nie, nie, spokojnie, bez obaw. Z grubymi tematami to ja sobie radzę. Z kolorem skóry, tożsamością seksualną, czy nawet ludzką głupotą – biorę jak leci, nie oceniam, nie wtrącam się i tak, jak najbardziej – potrafię powiedzieć publicznie, że nie życzę sobie w mojej obecności seksistowskich żartów na temat kobiet czy żarcików o gejach. Ale to nie znaczy, że nie miałam uprzedzeń. Jest – albo lepiej napisać był – Pewien Typ Ludzi, który wywoływał we mnie agresję. Bunt na pokładzie. Stan organicznego oporu. Pogardę i wzdęcie mózgu. No cóż – Ten Typ Ludzi nie był dla mnie w życiu najlepszy. I jak już zeszłam na ich temat – to mogłam długo – a klocki hamulcowe słowotoku wiadomo – do wymiany. Genialnie zawsze się czułam w podsumowaniach Tego Typu Ludzi. Że mogli by to. Albo tamto. Że złamali mi życie albo przynajmniej próbowali. Że lizałam rany miesiącami. Że…

I teraz Ten Typ – dokładnie – jota w jotę jak przez kalkę odbity i do tego jeszcze w wersji FORTE MAX – pisze do mnie i chce ode mnie coś kupić.
Pisze do mnie historię z drugiego brzegu rzeki, zaczynając od: „To wszystko moja wina…”
I nagle co?
Czuję zrozumienie. Tylko dlaczego?
Bo na końcu tej opowieści widzę zarobione przeze mnie pieniądze?
Kim ja do cholery jestem?

Tu Was zostawię.

Zapraszam tu. Finał blisko.

Bóg. Los. Kosmos. Matka Natura. (właściwe sobie podkreślić) dał mi możliwość poznania jak to jest gdy Ktoś Taki, ktoś kto mnie uwierał w mózg i serce, przechodzi przez moment skruchy. Spontanicznej ekspiacji. Upadku na oba kolana wraz z uderzeniem się w piersi.
Moje zdanie na temat Tych Ludzi było złe bardzo (wiadomo – ocena). Osobiście nigdy od Takich Ludzi nie usłyszałam „zmarnowałam życie”, „zawaliłem”, „zawaliłam”, „to był błąd”, „przegrałem”, „dało się inaczej”. „to moja wina”.
Teraz tak. Teraz słyszałam i żal i skruchę. Ale to, że ja tego od Tych Tamtych nie usłyszałam nie znaczy, że tej skruchy w Tych Tamtych nie ma. Że może ktoś – spowiednik, przyjaciółka, noc samotna na końcu świata – usłyszała choć raz skowyt refleksji nad sobą.
W myślach przecież nie czytam.
Nie mnie oceniać.
I przestałam.

A wtedy – pojawiło się szczere zrozumienie do Tych Tamtych.
Nie współczucie. Zrozumienie.
A węzły, które zaciskałam w sobie latami – puściły.

„Już wiem jaka będzie intencja na ten nadmiar! – napisałam do Tego Typu Osoby.
Intencją będzie: równowaga.
I zieleń pola serca.
I złoto.
I Święta Geometria.
Tylko kurcze nigdy tego nie malowałam więc trzymaj kciuki, bo jeszcze nie umiem”.

Było słychać w kosmosie jak dziękuję i ryczę nad sobą.
Było słychać jak Tego Typu Człowiek ryczy ze wzruszenia a potem dziękuje.

60×60
Akryl na płótnie.
Sześcian Metatrona – skrywający w swym wnętrzu wszystkie bryły platońskie. Poza jedną – dwunastościanem.
Dwunastościan trzeba w bryle równowagi życia – wykreślić samodzielnie.

Miłej niedzieli.
Basia